Damian SzymczakLeszczyńskie zbrodnie sprzed lat |
23.08.2014. Radio Elka | |||||||||||||||||||||||||||
Dyżurny reporter: 667 70 70 60 Do wyjątkowo ponurej tragedii doszło w marcu 1930 roku we wsi Świniary w powiecie gostyńskim. Mieszkająca tam wdowa Górska z przerażeniem zobaczyła jak jej syn Gotlieb rąbie siekierą na kawałki swego śpiącego brata Waldemara. Gdy już go porąbał, wydając nienaturalne dźwięki z obłąkańczym uśmiechem, rozgrzał klej stolarski i zaczął zwłoki swego brata sklejać. Matka patrzyła na to przez cały czas. Rano zawiadomiła policję, mordercę skrępowano kaftanem bezpieczeństwa i osadzono w zakładzie dla umysłowo chorych. Tajemnicze przestępstwo miało miejsce w Osiecznej. Doszło do niego w niedzielę, 29 czerwca 1924 roku. Tego dnia po południu Towarzystwo Robotników z Kąkolewa urządziło zabawę nad Jeziorem Łoniewskim, w pobliżu Stanisławówki. Wieczorem - jak czytamy o 21.00 - z pobliskiego lasku padły dwa strzały. Jan Karolczak, 25-cio letni robotnik z Kąkolewa trafiony został w brzuch, później okazało się, że kula naruszyła jelita. Natomiast 18-letnia Anna Górczak z Nowej Wsi postrzelona została w nogę. Oboje przewieziono do szpitala w Lesznie, gdzie chirurg niezwłocznie przystąpił do operacji rannego Karolczaka. Lecz jego stan był tak ciężki, że niemal nie było szansy, by przeżył. Rana Anny Górczakówny nie zagrażała jej zdrowiu. Do dziś nie wiadomo, kto strzelał. O tym, że na zabawach, nawet tych w zamkniętym gronie, może być bardzo niebezpiecznie, przekonali się także mieszkańcy Bukówca Górnego. W czerwcu 1924 roku odbywało się tam wesele. Swą córkę wydawał za mąż mistrz stolarski Samol, wesele zorganizował w swoim domu. Gdy goście bawili się w najlepsze, o godzinie 22.30 do domu wpadło około dwudziestu młodych ludzi. Uzbrojeni w skórzane bykowce oraz żelazne pierścienie zaczęli bić każdego, kto wpadł im w ręce. Jednak weselnicy zaczęli się bronić i to tak skutecznie, że powyrzucali napastników z domu. Ci jednak nie dali za wygraną, rzucając z zewnątrz butelkami, kamieniami i drewnem. Awantura trwała około dwóch godzin, a jej kres położyli dopiero policjanci, którzy aresztowali przywódcę bandy. Warto pamiętać, że przed II wojną światową przez dzisiejszą ziemię leszczyńską przebiegała polsko-niemiecka granica, którą często przekraczali przemytnicy. O tym, że potrafią być niebezpieczni, przekonał się Michał Wojciechowski, strażnik graniczny z Placówki Granicznej Nad Stawem w gminie Jutrosin. 10 lutego 1930 roku podczas patrolu został zaatakowany przez dwóch mężczyzn, którzy starali się go obezwładnić, zadając mu kilka ciosów w głowę tępym narzędziem. Strażnik jednak obronił się i otworzył ogień z karabinu, co przepłoszyło napastników, ten jednak rzucił się za nimi w pogoń. Jednego dogonił i doprowadził do swej jednostki straży granicznej. Okazało się, że bandyta nazywa się Michał Kukla i jest gospodarzem z Masłowa. Obława, którą przeprowadzono na terenie gmin Rawicz i Jutrosin doprowadziła do zatrzymania jego wspólnika, Ludwika Werno, również mieszkańca Masłowa. Policja oddała ich do dyspozycji Sądu Grodzkiego w Rawiczu. Pobicia i to te najcięższe nie były niczym niezwykłym. W lutym 1930 roku przy drodze Krobia-Włostowo znaleziono powóz. Leżał w nim ciężko poraniony gospodarz Walenty Roszuk. Próbowano przewieźć go do Krobi, lecz zmarł po drodze. Wkrótce ujęto robotnika Stanisława Łosickiego, który przyznał się do pobicia Roszuka. Jak podano w lokalnej gazecie przyczyną był „porachunek na tle osobistym”. Sucho i lakonicznie brzmi informacja z sierpnia 1936 roku. W piątek 14 bm. sąd apelacyjny w Poznaniu uniewinnił Marcina Ratajczaka z Białegokału pow. Rawicz, skazanego przez sąd pierwszej instancji na 15 lat więzienia za zabójstwo wymiernicy Marjanny Wojtyczakowej. Niestety jak na razie nie trafiliśmy na inne informacje o tej ponurej zbrodni. Nieco więcej wiemy o potężnej awanturze do jakiej doszło na początku października 1924 roku, w Miejskiej Górce. Wszystko zaczęło się od służącej A. H., którą aresztowano, a później w czasie śledztwa udowodniono jej „spędzenie płodu, dość daleko rozwiniętego”. Najpierw zatrzymano ją w miejscowym areszcie, znajdującym się ratuszu. Dowiedział się o tym jej szef, Niemiec, posiadający obywatelstwo Szwajcarii. Dopadł drzwi aresztu i zaczął w nie walić siekierą. Jego wrzaski zainteresowały burmistrza miasteczka, który wyszedł zobaczyć, co się dzieje. Wówczas niemiecki Szwajcar rzucił się na niego, sądząc, że to on jest sprawcą aresztowania i jak czytamy „sponiewierał go czynnie”. Napastnikowi z pomocą pośpieszyło kilku jego krewnych. Jeden z nich usiłował wytrychem otworzyć drzwi aresztu, czemu zapobiegła policja. Kobietę przewieziono do więzienia w Rawiczu, gdzie trafił też jej niedoszły obrońca. Bezpieczni nie byli nawet księża. 25 września 1924 roku około godziny 1.00 w nocy kilku zamaskowanych bandytów wdarło się teren plebani w Święciechowie. Uzbrojeni w grube kije najpierw wpadli do pokoju, gdzie spała Łucja Kranz, 60-letnia siostrzenica proboszcza. Następnie wtargnęli do pokoju proboszcza, księdza Frieske. Zażądali od niego 30 tysięcy złotych. Ten oddał im klucz do szafy, w której przechowywał pieniądze i cenne przedmioty. Znaleźli w niej 600 złotych, 35 marek w srebrze i 5 dolarów. Oprócz tego sporo różnych przedmiotów: kamizelkę, złoty zegarek ze złotym łańcuszkiem, srebrny łańcuszek od zegarka, 3 butelki wina, nóż. Rabusie przez dwie godziny plądrowali plebanię. Na koniec skrępowali sznurami księdza oraz jego siostrzenicę i uciekli. Jak oceniali napadnięci, bandyci byli w wieku 35-40 lat; wszyscy mówili po niemiecku. W ogóle w domach i rodzinach działy się różne rzeczy, w tym oczywiście zdarzały się przypadki ogromnej nienawiści. Tak jak choćby w Sowinach pod Rawiczem. W maju 1930 spaliły się tam chlew i stodoła miejscowego gospodarza Wojciecha Lewandowskiego. Straty oceniono na 7500 złotych, była to naprawdę duża suma. Sprawcą pożaru okazał się teść Lewandowskiego, 73-letni Bartosz Przybylak, który z premedytacją podłożył ogień, a później uciekł do pobliskiego lasku, gdzie próbował się ukryć. Na koniec warto odnotować wcale nierzadkie przypadki mordowania noworodków przez ich matki. 13 lutego 1930 roku w Dąbrówce pod Gostyniem, w ogrodzie pana Balcera, znaleziono zwłoki zamordowanego noworodka. Za dzieciobójstwo synka, została zatrzymana osiemnastoletnia panna Stanisława B. W marcu 1930 roku policjanci z Rawicza, zatrzymali 24-letnią Marię S. z Grąbkowa w powiecie rawickim. Ta niezamężna kobieta, 24 lutego, udusiła noworodka, swoją córkę. Ciało dziecka ukryła na poddaszu domu swych rodziców i tam je znaleziono. Damian Szymczak Żródła: „Dziennik Leszczyński”, nr.: 13, 21, 33,118 z 1930 r. „Gazeta Leszczyńska”, nr.: 190 z 1936 r. „Głos Leszczyński” nr.: 148, 150, 220, 223, z 1924 r., nr.: 39, 65 z 1930 r.
reklama
reklama
reklama
reklama
|
reklama
Najnowsze ogłoszenia DOM.ELKA.PL
|
reklama
reklama