Sławomir SzczotA młodzież rozwija skrzydła i ucieka stąd... |
23.10.2013. Radio Elka | ||||||||
Dyżurny reporter: 667 70 70 60 Trudno się dziwić, że ta część młodego pokolenia, która jest aktywna, kreatywna, przedsiębiorcza lub choćby odważna, szuka „szczęścia” za granicą. Uciekają do Irlandii, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji, a znam takich, co wyjechali jeszcze dalej. Zdają sobie sprawę, że tu trudno rozwinąć skrzydła pracując za 1000 zł. Część młodych ludzi, ta którą stać na studiowanie w dużych aglomeracjach, wybiera Poznań, Wrocław, Kraków, Toruń, Warszawę, zdobywając odpowiednie kompetencje przydatne w dobrze płatnej pracy. Zostają po studiach tam, ponieważ zdobytą wiedzę i umiejętności mogą wykorzystać wyłącznie w rozwijających się centrach biznesu i nauki. Z kolei inni, nie chcąc pracować w sklepach za 1000 zł, lub nie mogąc znaleźć jakiegokolwiek zajęcia, wyjeżdżają do pracy za granicę. Ale czego się dziwić, jeśli znalezienie u nas pracy graniczy z cudem, a dobre posady zdobywa się wyłącznie dzięki znajomościom lub partyjnej przynależności. Szczególnie dotyczy to samorządów i urzędów państwowych. Organizowane konkursy to „pic na wodę - fotomontaż”. Wygrywa ten, kto ma wygrać i kropka. Leszno straciło swoją szansę już kilka lat temu. Jeśli samorząd stawia wyłącznie na asfaltowanie miasta wzdłuż i wszerz i w dodatku za pożyczone pieniądze, to z tego asfaltowania poza wygodną jazdą, niewiele co wynika. Pamiętam jak w 2009 roku zaproponowałem utworzenie inkubatora przedsiębiorczości, składając odpowiednią poprawkę do budżetu miasta. Wszyscy, począwszy od prezydenta - po radnych koalicji rządzącej - byli przeciw. W końcu inkubator powstał za ciężkie pieniądze, bo inicjatywę kilka miesięcy później powtórzył władca naszych dusz - Tomasz Malepszy. Wtedy ci sami radni byli za, bo w Lesznie tylko określona grupa trzymająca władzę ma rację, a reszta ma siedzieć cicho. Inkubator powstał o 10 lat za późno, gdy wiele miast już takie instytucje wspierające mały biznes dawno miały. Koncepcja powstającego inkubatora, zaproponowanego przez prezydenta, polegała na wybudowaniu obiektu z pomieszczeniami biurowymi i magazynowymi do wynajęcia. Moja koncepcja - stawiała wyłącznie na preinkubacji, inkubacje i pomocy w pierwszym okresie funkcjonowania firm poprzez doradztwo, mentoring, usługi prawne i księgowe, itp. Do tego nie potrzeba wielkich sum, do tego potrzebni byliby ludzie z doświadczeniem biznesowym, a nie urzędnicy. Zrobiono inaczej. Wydano miliony. Tutaj tłamsi się aktywność młodych, kreatywnych ludzi. Jeden przykład. Zgłosił się do mnie pewien młody naukowiec, który chciał, aby powstała w mieście instytucja wspierająca i popularyzująca nauki przyrodnicze: fizykę, chemię, biologię… i wcale nie chodziło o milionowe wydatki. Opowiedział mi historię, jak pewien najwyższy rangą urzędnik miejski przez półtorej roku ignorował go. Postanowiłem podjąć temat i zgłosiłem w postaci uchwały rady odpowiednie prawne rozwiązanie. I tu zaczęły się kolejne schody. Nasi radni i prezydent uznali, że są mądrzejsi od naukowców, lepiej znają się na promowaniu nauk przyrodniczych niż fachowcy, a doświadczenia 1400 miast na świecie to nic takiego i można je zignorować. W ten sposób do dzisiaj nie powstało Leszczyńskie Centrum Nauki. Miała to być instytucja na wzór gdyńskiej czy opolskiej komórki wspierającej nauczycieli i uczniów. Chodziło przede wszystkim o wzbudzenie w młodych ludziach żyłki inżynierskiej. Doświadczenia innych miast wskazują, że na zajęcia praktyczne z wykorzystaniem odpowiedniego sprzętu, z doświadczeniami chemicznymi czy fizycznymi przyjeżdżaliby uczniowie z kilku okolicznych powiatów. Centrum samofinansowałoby się. Gdy zaproponowałem trzy lata temu, gdy było to absolutną nowością, wykorzystanie tabletów lub laptopów jako narzędzi wspierających proces dydaktyczny w gimnazjach (świat już je od lat stosował), rzucili się na mnie radni i prezydent z pretensjami, że… psuję edukację. Panie prezydencie, proszę powiedzieć burmistrzowi Krotoszyna i prezydentowi Ostrowa Wlkp., bo oni właśnie wprowadzili te rozwiązania w tamtejszych szkołach, że zepsuli edukację w miastach, którymi rządzą. Tu należy jakoś usprawiedliwić naszego prezydenta, który w życiu nie skorzystał jeszcze z komputera i nie rozumie dziejowej konieczności skoku technologicznego. Niestety, także nauczyciele pewnej szkoły podstawowej w Lesznie dołączyli do grona zwalczających niebezpieczne nowinki techniczne, namawiając jedną radną, aby broń boże nie dopuścić tych tabletów do szkół. Amerykańskie badania wykazały, że korzystanie z tabletów przynosi wymierne korzyści edukacyjne, ale też konkretne korzyści ekonomiczne, szczególnie dla rodziców. Coś jednak się udało. Po ciężkich bojach przyjęto przygotowaną przeze mnie uchwałę o „Wspieraniu nowoczesnych rozwiązań w edukacji” i co roku do szkół trafia nowoczesne wyposażenie wspierające procesy dydaktyczne w ramach konkursów ofert. Kiedyś zaproponowałem, aby za prowizję od efektu, zatrudnić łowcę inwestorów. Są specjaliści od tego typu zadań, zarabiają niemało, ale płacone mają w momencie podpisania kontraktu między inwestorem a samorządem. Pewien pan, od którego tu w mieście wszystko zależy, pokiwał tylko z pobłażaniem głową... i nadal drukuje się foldery, wydaje kasę na wyjazdy na targi, zaprasza się gości z zaprzyjaźnionych samorządów. Bez efektów. Strefa inwestycyjna świeci pustkami. Nie ma nowych miejsc pracy. Od lat namawiam radnych do zmiany spojrzenia na edukację młodych ludzi. Jeśli ograniczymy się do obciążania mózgów wyłącznie wiedzą teoretyczną, która zazwyczaj nie ma przełożenia na życie człowieka i nie można ją sprawdzić w działaniu, bo to tylko teorie, to nie możemy się spodziewać, że nowe pokolenie podejmie wyzwania współczesności. Nie przygotowujemy młodych na wejście w dorosłe życie, to trudno oczekiwać, że będą kreatywni, że nie popełnią życiowych błędów, itp. W tym zakresie przedstawiłem kilka konkretnych rozwiązań. W odpowiedzi usłyszałem, że nie jestem nauczycielem, więc nie mam się wtrącać do spraw oświaty. Odpowiedziałem: jestem rodzicem i mam prawo wymagać od szkoły, aby była lepsza, bardziej życiowa. Na szczęście, żadna władza - nawet ta absolutna - nie jest w stanie stłamsić każdego przejawu inwencji, aktywności, chęci działania. W leszczyńskich szkołach jest coraz lepiej, choć zmiany następują zbyt wolno. Jest co najmniej kilka przykładów pozytywnych zmian. Tylko te kilka przykładów postępowania władz samorządowych Leszna pokazują, że dla nich priorytetem są zupełnie inne rzeczy niż te, które interesują młodych ludzi i mogłyby dać im szansę na rozwój i spełnienie swojego snu o sukcesie, na rozwinięciu skrzydeł tu i teraz. Pewien socjolog stwierdził, że władza nie interesuje się losem młodych ludzi, bo oni nie chodzą na wybory. Niech to będzie puentą tego wpisu. PS. Pozdrawiam Jacka Bombę Sławomir Szczot
|
reklama
Najnowsze ogłoszenia DOM.ELKA.PL
|
reklama
reklama