Na Śnieżkę w strojach wróżekZmagania ze szczytem i pogodą, dla Wiktorka |
06.12.2022. Radio Elka, Piotr Pewiński | |||||||||||||||||||||
Dyżurny reporter: 667 70 70 60 Rodzice Wiktora Ratajczaka pochodzą z Kościana i tu mają wielu przyjaciół, którzy chcą ich wesprzeć w trudnym czasie. U ich trzyletniego synka pół roku temu zdiagnozowano nowotwór złośliwy wątroby. Dotychczasowe leczenie jest nieskuteczne, szansą może być wyjazd do Stanów Zjednoczonych, gdzie prowadzone są metody eksperymentalne. Koszty przekraczają jednak możliwości finansowe rodziny. Chłopcu postanowili pomóc Joanna Rosa, Albert Pelec i Tomasz Karpiński, którzy wraz ze znajomymi i strażakami weszli na Śnieżkę w strojach wróżek. Był jednak warunek, który musiał zostać spełniony, by to się stało. Na specjalną, wirtualną skarbonkę dla Wiktora musiało wpłynąć 10 tysięcy złotych. - Przyznam, że początkowo byłem sceptyczny co do tak wysokiej kwoty. Myślałem, że uda się zebrać dwa, trzy tysiące złotych. Tych zbiórek na chore dzieci jest bardzo wiele. Do tego dochodzi trudna sytuacja związana między innymi z inflacją i zbliżające się święta. Na skarbonce pojawiło się jednak około 12 tysięcy złotych - mówi jeden z uczestników i organizatorów akcji, Albert Pelec. Do wyzwania Joanny, Alberta i Tomka przebranych za wróżki dołączyły kolejne osoby. W sumie atak na Śnieżkę podjęły 22 osoby. W tej grupie znaleźli się strażacy, którzy wchodzili w strojach strażackich, a także inni chcący pomóc Wiktorkowi, którzy postanowili zdobyć szczyt tylko w bieliźnie - tak zwane suche morsowanie w ostatnich latach zyskuje na popularności. Wybrali czarną, najtrudniejszą trasę. W niedzielę, 4 grudnia zebrali się u jej podnóża i około 8.30 rozpoczęli wyzwanie. Prognozy wskazywały, że pogoda, i tak już nieciekawa, będzie się z każdą chwilą pogarszać. Oczywiście byli przygotowani na sytuacje awaryjne, ale mimo bardziej złej aury i coraz trudniejszych warunków, nikt po drodze się nie poddał. - Pierwsze zaskoczenie pojawiło się na samym początku trasy, gdzie droga była jeszcze wybrukowana, już wtedy trzeba było raki założyć. Na czubie szli ci w szortach. Początkowy odcinek był wymagający, ale jeszcze dość przyjemny. Wiało bardzo mocno. Zapomnieliśmy o goglach, które bardzo by się przydały. Od chaty śląskiej to był kosmos. Wiatr jeszcze się nasilił i niósł ze sobą śnieg i kawałki lodu, które uderzały w twarz. Ostatnie piętnaście minut było bardzo wymagające. Bez raków nie byłoby opcji, żeby działać. Wszyscy weszli, zrobili to dla Wiktorka i to jest mega sprawa - podkreśla Pelec. Jak dodaje, problemy, które napotkali na drodze pozwoliły też wczuć się w sytuację Wiktorka i jego rodziców. Najszybciej na szczycie pojawiły się morsy, zdobycie Śnieżki zajęło im nieco ponad półtorej godziny. Reszta dotarła później. Po chwili odpoczynku wybrali się w drogę powrotną, ale tutaj urządzili sobie przerwę w schronisku na ciepły posiłek. W sumie cała akcja trwała około pięciu godzin. Jak podkreślają uczestnicy, budujące jest to, że tyle osób wsparło ich inicjatywę, ale też dołączyło do akcji. To pokazuje, że ludzie chcą pomagać, nie tylko poprzez wpłaty, ale też wyjście ze swojej strefy komfortu i poświęcenie czasu i sił dla ciężko chorego chłopca. Na koncie zbiórki wciąż brakuje ponad pół miliona złotych, a bez kosztownego leczenia Wiktorek nie będzie miał szans na przeżycie. Pomóc chłopcu można na stronie siepomaga.pl - kliknij TUTAJ. (Fot. Siepomaga.pl)
reklama
reklama
|
reklama
Najnowsze ogłoszenia DOM.ELKA.PL
|
reklama
reklama