Start
Upadek bombekUpadek bombek |
16.11.2007. Radio Elka, Emilia Wojciechowska | |||||||||||||||||||||||||||||
Dyżurny reporter: ![]() Przez prawie 10 lat głównym odbiorcą produkcji był Christopher Radko, zarazem autor większości pomysłów na wzory, których wytwarzano kilkaset rocznie. Trzy lata temu sprzedał prawa do wzornictwa i dystrybucji ozdób innej firmie z USA. Współpraca z nowym kontrahentem zaczęła kuleć. Już wtedy jutrosiński zakład stanął przed alternatywą być, albo nie być. Drastycznie spadły zamówienia od głównego odbiorcy. Firmie udało się przetrwać trudny okres. Firma sprzedawała ozdoby także w Niemczech, Austrii, Belgii i Polsce, ale były to śladowe ilości. W 2004 roku Northstar zaczął się interesować rynkiem wschodnim. Firmie udało się pozyskać rosyjskiego klienta. Jakiś rok temu problemy z amerykańskim odbiorcą przybrały na sile. Spóźniał się z regulowaniem należności, w końcu całkiem przestał płacić. Do tego Northstar ,,przejechał się'' na kontrahencie z Rosji. - Przy tych problemach niewielkie ilości ozdób sprzedawanych do krajów Europy Zachodniej w żaden sposób nie mogły pomóc firmie - mówi Alojzy Durczewski, dyrektor likwidowanego zakładu w Jutrosinie (na zdjęciu). Kłopoty z odbiorcami ze Stanów Zjednoczonych i Rosji spowodowały, że jutrosiński zakład pozostał z wieloma tysiącami wyprodukowanych ozdób. Jednocześnie ponosił bieżące koszty. Zachwiało to jego kondycją. W lipcu Northstar rozpoczął negocjacje z amerykańskim kontrahentem. Obie strony miały ustalić nowe warunki współpracy, pozwalające producentowi ustabilizować sytuację finansową. Jednocześnie Northstar zabiegał w USA o zapłatę za już wysłane partie towaru. Tamtejszy odbiorca jest winny całemu przedsiębiorstwu dwa miliony dolarów. W koszty trzeba także wliczyć wyprodukowany i niesprzedany towar, zalegający w magazynach. Warty milion dolarów. - Brak pieniędzy za zrealizowane dostawy odbił się na naszych, bieżących płatnościach - podkreśla Alojzy Durczewski. - Zalegamy z należnościami dostawcom materiałów, także za prąd, gaz i inne opłaty. Pracownicy za wrzesień otrzymali tylko zaliczki po 400 złotych. Za październik wypłat nie dostali w ogóle. Po kolejnym fiasku negocjacji z odbiorcą w USA, w jutrosińskim zakładzie trzeba było zmniejszyć zatrudnienie. We wrześniu konieczne stało się zaprzestanie produkcji. Załoga musiała wziąć urlopy. Niedawno zaczęła dostawać wypowiedzenia. Firma zgłosiła grupowe zwolnienie pracowników w Powiatowym Urzędzie Pracy w Rawiczu. - Pierwszych osób, którym najszybciej skończy się okres wypowiedzenia, spodziewamy się na początku grudnia - mówi Kazimierz Maciaszek, dyrektor PUP w Rawiczu. - Już teraz szukamy dla nich zatrudnienia. Dla mężczyzn są oferty pracy. Najgorzej jest z kobietami. W zakładzie pracowało ich 130. Niektóre osoby będą musiały się przekwalifikować. Zarząd Northstara kilka dni temu złożył w sądzie wniosek o ogłoszenie upadłości firmy z możliwością zawarcia układu z wierzycielami (np. ratalnej spłaty zobowiązań). Taka forma upadłości nie likwiduje firmy, ale nakłada na nią obowiązek restrukturyzacji i ograniczenia kosztów, co w praktyce sprowadza się do zamknięcia zakładów. - Gdybyśmy sprzedali to, co mamy wyprodukowane i odzyskali nasze należności, pieniędzy wystarczyłoby na zaspokojenie wierzycieli oraz na uregulowanie zaległych wypłat pracowników - oblicza szef jutrosińskiego zakładu. Jest jeszcze sprawa terenu i obiektów, w których funkcjonowała fabryka. Należą one do spółki z Warszawy, od której Northstar je wydzierżawiał. Spółka wystawiła je na sprzedaż. W zakładzie w Krzywiniu sytuacja jest trochę lepsza niż w Jutrosinie. Wprawdzie produkcja też stoi, ale pracownicy nie dostali jeszcze wypowiedzeń. Gdyby Northstarowi udało się wydostać z kłopotów, nie jest wykluczone, że krzywińska fabryka wznowi produkcję. (jw, ABC)
reklama
reklama
reklama
|
reklama