Szanowny czytelniku, 25 maja 2018 roku weszło w życie Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies. Po rozwinięciu szczegółów znajdziesz pełny zakres informacji na ten temat. Odsyłamy także do Polityki Prywatności.
Rozwiń szczegóły
Zwiń szczegóły
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowych lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych, w tym na profilowanie i w celach analitycznych przez RADIO ELKA Sp. z o.o., Agencję Reklamową EL Sp. z o.o. oraz Zaufanych Partnerów.

Administratorzy danych / Podmioty którym powierzenie przetwarzania powierzono
  • Radio Elka Sp. z o.o. z siedzibą w Lesznie przy ul. Sienkiewicza 30a, 64-100 Leszno, wpisaną do rejestru przedsiębiorców prowadzonego przez Sąd Rejonowy w Poznaniu XXII Wydział Gospodarczy Krajowego Rejestru Sądowego pod numerem KRS: 0000235295
  • Agencja Reklamowa EL Sp. z o.o. z siedzibą w Lesznie przy ul. Sienkiewicza 30a, 64-100 Leszno, wpisaną do rejestru przedsiębiorców prowadzonego przez Sąd Rejonowy w Poznaniu XXII Wydział Gospodarczy Krajowego Rejestru Sądowego pod numerem KRS: 0000245793
  • Zaufani Partnerzy - lista tutaj

Cele przetwarzania danych
  • marketing, w tym profilowanie i cele analityczne
  • świadczenie usług drogą elektroniczną
  • dopasowanie treści stron internetowych do preferencji i zainteresowań
  • wykrywanie botów i nadużyć w usługach
  • pomiary statystyczne i udoskonalenie usług (cele analityczne)

Podstawy prawne przetwarzania danych
  • marketing, w tym profilowanie oraz cele analityczne - zgoda
  • świadczenie usług drogą elektroniczną - niezbędność danych do świadczenia usługi
  • pozostałe cele - uzasadniony interes administratora danych

Odbiorcy danych
Podmioty przetwarzające dane na zlecenie administratora danych, w tym Zaufani Partnerzy, agencje marketingowe oraz podmioty uprawnione do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa.

Prawa osoby, której dane dotyczą
Przysługują Ci następujące prawa w związku z przetwarzaniem Twoich danych osobowych:
  • prawo dostępu do Twoich danych, w tym uzyskania kopii danych,
  • prawo żądania sprostowania danych,
  • prawo do usunięcia danych (w określonych sytuacjach),
  • prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego zajmującego się ochroną danych osobowych,
  • prawo do ograniczenia przetwarzania danych.
W zakresie w jakim Twoje dane są przetwarzane na podstawie zgody lub w ramach świadczonej usługi (dane są niezbędne w celu świadczenia usługi) możesz dodatkowo skorzystać z poniższych praw:
  • prawo do wycofania zgody w zakresie w jakim są przetwarzane na tej podstawie. Wycofanie zgody nie ma wpływu na zgodność z prawem przetwarzania, którego dokonano na podstawie zgody przed jej wycofaniem.
  • prawo do przenoszenia danych osobowych, tj. do otrzymania od administratora Twoich danych osobowych, w ustrukturyzowanym, powszechnie używanym formacie nadającym się do odczytu maszynowego.
W celu skorzystania z powyższych praw Radio Elka Sp. z o.o. udostępnia następujący kanały komunikacji:
  • forma pisemna
    Radio Elka, ul. Sienkiewicza 30a, 64-100 Leszno

Informacje dodatkowe
Więcej o zasadach przetwarzania danych w "Polityce prywatności" - tutaj
Później
ZGADZAM SIĘ
 
Wiadomości
Sport
Nie przegap
Nowe Galerie Foto
Ładowanie galerii zdjęć...
więcej...
6
Maja 2025
Wtorek
Imieniny obchodzą:
Benedykta, Benita,
Jan, Judyta, Jurand
Do końca roku 239 dni.

Krzysztof Ptak z córką Karoliną

Krzysztof Ptak z córką Karoliną

05.04.2006. Radio Elka, Aldona Brycka-Jaskierska
Partycja Wachońska / dalej P/: Serdecznie witam na dzisiejszym spotkaniu-obiedzie w restauracji Wieniawa. Naszymi gośćmi są pan Krzysztof Ptak z córka Karoliną. Pan Krzysztof Ptak jest znanym trenerem lekkoatletów w klubie Krokus w Lesznie. Żeby minęła trema związana z występu przed mikrofonem zacznę rozmowę od tematów lżejszych. Na początek sprawy kulinarne.
 Kelnerka: Na dzisiejszy obiad przygotowaliśmy: wędzony filet  w sałacie z ruccoli z zielonego ogórka. Zupa – krem pomidorowy z wędzoną śliwką, danie główne to polędwiczki wieprzowe z serem mozarella i na deser podamy symfonię z malin i pomidorów.
 P: Zwłaszcza ta symfonia z malinami i z czymś tam jeszcze... Brakuje kaszanki panie Krzysztofie.
 Krzysztof Ptak / dalej K /: O, jestem zaskoczony. Potwierdzam, że od dziecka było to jedno z moich ulubionych dań.
 P: Potrafi ja pan przyrządzać?
 K: Lubię ją w każdej postaci. Może być z grilla, może być gotowana, a ostatnio – muszę się przyznać – jadłem wspaniałą kaszankę u mojego kolegi, także trenera, Zygmunta Adamczaka, który słynie z umiejętności kulinarnych. Poza tym, w mojej profesji zwłaszcza, gdy zawodnicy startują na wyższym poziomie, bywamy na bankietach, gdzie zdarzają się różne potrawy, a ja wybieram właśnie tę i to zamiast kiełbasy.
 P: Ma pan ulubiony sklep, gdzie pan kupuje kaszankę?
 K: Może w Bojanowie nie ma zbyt wielkiego wyboru, ale jest jeden zakład, który robi dobre  wyroby.
 P: Czy wiesz o upodobaniach kulinarnych ojca?
 Karolina Ptak / dalej KA /: Oczywiście. Tata bardzo często przyrządza sobie kaszankę na kolację. Ostatnio mało się widujemy, bo nie mieszkam w Bojanowie tylko we Wrocławiu i nie wiem, co w tej chwili jada ale pamiętam, że zawsze lubił kaszankę.
 P: Studiujesz we Wrocławiu. Na którym roku?
 KA: Na drugim.
 P: Na AWF. Jakie wrażenie?
 KA: Dobre. Teoretycznie powinnam być na trzecim roku...
 P: W Anglii byłaś.
 KA: Tak. Po powrocie trochę trudno się od nowa przyzwyczaić ale już jest fajnie.
 P: Brat Paweł też studiuje na AWF – ie. Czy pójście w kierunku fizyczności to dlatego, że tata tak chciał, czy był to wasz własny wybór?
 KA: Od dziecka byliśmy związani ze sportem, a to zasługa ojca.  Brat i ja także trenowaliśmy. Nasze związanie ze sportem stało się niejako mimochodem i nadal takie
powiązanie istnieje. Z drugiej strony, w wieku, kiedy wybiera się kierunek studiów, nie wszyscy w pełni zdają sobie sprawę, co tak naprawdę chcą robić dlatego wybiera się to z czym się jest najbliżej związanym. Jestem na turystyce i nie żałuję.
 P: Ile miał pan lat, gdy zaczął sie pa fascynować sportem?
 K: Były to, jak każdego chłopca, pierwsze fascynacje piłką na podwórku czy na boisku. Pierwsza przygoda to na pewno piłka nożna i myślę, że 90% chłopców swoją przygodę zaczyna od tej dyscypliny sportu. Mieszkając w Rawiczu byłem zawodnikiem Ravii Rawicz. Później zaczęła się moja przygoda z lekką atletyką, ale jako piętnastolatek, najmłodszy zawodnik, grałem w III lidze w rawickim klubie. Przygoda z lekką atletyką to przypadek, a może nie przypadek. Były zawody szkolne, a ponieważ byłem sprawny w każdej dyscyplinie sportu,  więc niespodziewanie
wysoko skoczyłem wzwyż i dostałem powołanie na obóz kadry młodzików, który odbył się w Sierakowie, w przepięknej miejscowości nad jeziorem. Przyszło powołanie więc dlaczego nie skorzystać z niego? I tak zaczęła się moja przygoda z lekką atletyką. Na uprawianie tej dyscypliny namówił mnie nauczyciel i pierwszy trener pan Jan Niedziela, który w tej chwili pracuje w szkole w Grabonogu.
 P: Skok wzwyż uprawiał pan z uwagi na pański, wysoki wzrost?
 K: Jak na skok wzwyż nie jestem ani za wysoki ani za niski. Mam 1.90 cm. Inny wuefista pan Konat namawiał mnie do uprawiania koszykówki, też miałem z nią krótki epizod, ale zadecydowały predyspozycje. Byłem bardzo skoczny.
 P: Karolina też skakała wzwyż?
 KA: Tak, tak. Skakałam wzwyż, w dal. Próbowałam wszystkiego, a w ostatnim roku trenowania przerzuciłam się na wielobój. Wielkich sukcesów nie było, bo talent poszedł chyba w brata. Pozostała pasja do sportu i przeżyć z nim związanych.
 P: Pana rekord życiowy to 2.09?
 K: 2.11, a w hali 2.07. Myślę, że skończyłem z lekką atletyką zbyt wcześnie. Wiązało się to z kontuzją. Nabawiłem się kontuzji śródstopia, a ówczesna medycyna sportowa nie była na takim poziomie, jak jest dzisiaj. Mimo wielu starań, a byłem wtedy zawodnikiem Śląska Wrocław, dobrej opieki medycznej, nie udało się wyleczyć tej kontuzji i chcąc nie chcą musiałem przerwać czynne uprawianie tej dyscypliny sportu. Zainteresowałem sie trenerką.
 P: Ile miał pan wtedy lat?
 K: Bardzo wcześnie starałem się pomagać kolegom. Jeszcze w Rawiczu moi koledzy, rówieśnicy potrafili mi zaufać i trenować według moich wskazówek. Czułem w sobie pewne predyspozycje, że potrafię komuś pomóc, w czymś doradzić. Wszystkie te lata, jakie upłynęły potwierdziły, że mam talent w kierunku trenerskim.
 P: Praca trenerska to jest pana praca od zawsze?
 K: Miałem kiedyś mały, prywatny biznes...
 P: Pierwszy sklepik z butami w Bojanowie. Buty damskie.
 K: Nie tylko. To były trudne czasy, a każdy towar się rozchodził. Był to okres kartek, który starsi pamiętają dobrze. Pani nie, bo pani jest młoda. Pamiętam jak dziś dostawę rumuńskich butów, które były bardzo solidne. Nie mówię o guście, bo w Lesznie co drugi chodził w tych butach. Były to buty zimowe, jedyne, jakie można było dostać.
 P: Po tym epizodzie z butami była już praca w Krokusie.
 K: Juz w międzyczasie podjąłem pracę na pół etatu jako trener. Było to tuż po ślubie. Niedługo potem urodził się Paweł, potem Karolina. Trudno było godzić te dwa zajęcia i musiałem postawić: albo praca w sporcie albo biznes.
 P: Poszedł pan za głosem serca.
 K: Po rozmowie z żoną podjąłem zaproponowaną mi na pełen etat pracę w Krokusie i w ubiegłym roku minęło 20 lat pracy.
 P: Wiedziałaś o tym epizodzie z butami?
 KA: Słyszałam. Pamiętam pudełka z butami stojące w piwnicy. Słyszałam opowieści, widziałam miejsce, gdzie ten sklep funkcjonował.
 P: Czy tata doradza ci w zakupie butów?
 KA: Często wspólnie robimy zakupy i lubimy sobie doradzać. Ufamy sobie, a wiem, że tata ma dobry gust.
 K: Przepraszam, że przerwę ale ostatnio byłem we Wrocławiu i to córka wybrała mi buty na zimę.
 P: Czy u ciebie pozostały jakieś wspomnienia z Bojanowa? Jest do niego wielki sentyment?
 KA: Ja wiem czy wielki?  Urodziłam sie w nim i wychowałam ale muszę podkreślić, że dużo i często wyjeżdżałam z ojcem na na obozy czy zawody. To sprawiło, że nie byłam zbyt
zamknięta w mej, rodzinnej miejscowości. Nie jestem więc zbyt emocjonalnie i sentymentalnie do niego przywiązana. Bardziej chyba dlatego, że rodzice tam nadal mieszkają i jest to powrót do domu rodzinnego.
 P: Są jakieś szczególne miejsca w Bojanowie, które lubisz?
 KA: Była pani kiedyś w Bojanowie?
 P: Byłam i znam Bojanowo.
 KA: Tak? Nie ma w nim zbyt wielu miejsc, gdzie można by pójść i do nich się przywiązać. Jedyne miejsca, które darzę sentymentem to szkoła i stadion.
 P: A pan, jak się czuje w Bojanowie?
 K: Od 1981 roku związałem swój los z Bojanowem. Wcześniej był Rawicz, gdzie się wychowałem. W Bojanowie miałem krótkie, zimowe zgrupowania, gdzie poznałem przyszłą żonę i tak oto do dzisiaj jestem z tą miejscowością związany. Bojanowo – mały, kameralny stadionik, tak zaczęły sie moje pierwsze sukcesy, pierwszej grupy, którą założyłem od podstaw. Wiąże się to z tak znanymi nazwiskami, jak: Ilona Pazoła, która była w mojej grupie od początku jej istnienia, Ryszard Zarwański, Paweł Woźny, to trójka moich najlepszych zawodników. Krótko po nich Przemysław Niewczyk, jedyny mój skoczek wzwyż, który zdobył medal mistrzostw Polski. Był wicemistrzem Polski juniorów młodszych w hali i w Lubinie na małym memoriale Kusocińskiego, czyli na mistrzostwach Polski młodzików.
 P: Jeszcze Liliana Zagadzka.
 K: Tak to są jednak późniejsze czasy, a ja wspominam początki. Tak się złożyło, że nie miałem szczęścia do skoczków wzwyż. U nas trenuje się – nie powiem, ze to co leci – ale kto się zgłosi i ma chęci uprawiania tej dyscypliny sportu. Tak się złożyło, że większość moich dziewcząt ma predyspozycje do skoków długich. Myślę, że jeszcze znajdę kogoś do skoku wzwyż, do mojej ulubionej konkurencji.
 P: Czy tobie Karolino tata udziela jakiś rad w snowboardzie?
 KA: Nie wiem czy tata w tej sprawie ma większą wiedzę. Raczej jestem samoukiem. To moja pasja. Zapaliłam sie tak bardzo, że planuję zostać instruktorem snowboardu.
 P: Kiedy zaczęło się zainteresowanie snowboardem?
 KA: Dopiero w tym roku.
 K: Wróciła poobijana...
 KA: Wróciłam ze zgrupowania snowboardowego i bardzo mi się podobało.
 P: Co powinien mieć snowboardzista, oczywiście poza deską?
 KA: Odwagę. Są różne rodzaje snowboardu. Można jeździć po stokach i po czymś innym, skakać i robić ewolucje, a więc potrzeba odwagi i braku jakichkolwiek hamulców przed wysokimi skokami czy ewolucjami. Obecnie zaczynam skakać, a więc cały czas idę do przodu.
 P: W snowboardzie jestem zupełnie zielona więc muszę zapytać, czy ewolucje maja swoje nazwy?
 KA: Oczywiście. Przecież snowboard jest już na Igrzyskach Olimpijskich i to nie tylko jako dyscyplina zjazdowa, slalom, ale i half pipe czy border cross, a więc jazda po torze z przeszkodami z udziałem kilku zawodników. Bez obawy, wszystko jest precyzyjnie nazwane.
 P: Czy wybierając się z deską w góry zabierasz także ciepłe kalesony?
 KA: Tak, oczywiście. Ubiór musi być ciepły i przeciw śniegowy oraz dużo pieniędzy na karnety. Ta konkurencja daje wielką radość.
 P: Czy pana zwykły dzień składa sie z ćwiczeń fizycznych?
 K: W okresie przygotowawczym, jak teraz, gdzie część treningów odbywa się na sali, to bardzo lubię z nimi pograć na rozgrzewkę. Od samego początku prowadzenia przeze mnie treningów rozgrzewka zaczyna się zawsze od gry w kosza. Jest to dyscyplina rozwijająca wszechstronnie wszystkie cechy motoryczne przyszłych adeptów i nawet dobrych już zawodników. Nikt, nigdy nie bał się tej formy rozgrzewki. Obojętnie, czy była to Liliana Zagadzka, czy Ilona Pazoła, czy mój syn, także medalista mistrzostw Europy, czy Rafał Bocian – medalista mistrzostw
Świata, zawsze gramy w kosza.
 P: Poleca pan grę w kosza.
 K: Na obozach kadry, jak tylko jest okazja, też gramy w kosza.
 P: Karolinie przytrafił sie wyjazd do Anglii. Dlaczego?
 KA: Nie wiem dlaczego. Była to chęć zmiany, przygody, choćby z tego powodu, że na pierwszym roku studiów tak naprawdę nie byłam przekonana czy to jest naprawdę to! Była trochę zagubiona i zrodziła się chęć ucieczki od tych wszystkich spraw. 
 P: Na początku była restauracja...
 KA: Tak, na początku była restauracja, a potem we trójkę, z koleżanką i kolegą, udało się otworzyć maleńki interesik biżuteryjny. Było fajnie, bo nikt nade mną nie stał i byłam szefową sama dla siebie. Ten pobyt mile wspominam, gdyż jest to życie w innym kraju i na innym poziomie.
 P: Jak sobie radziłaś?
 KA: Fajnie. Czasem różnie było, różne były stany emocjonalne, kiedy jednak patrzę z perspektywy czasu, to sądzę, że poradziłam sobie całkiem nieźle.
 P: Skąd pomysł z biżuterią?
 K: Wcześniej pracowałam dla kobiety, która ręcznie wyrabiała biżuterię, a pomysł na samodzielność wyszedł od Anglika, który sprowadzał biżuterię z Polski. Była to srebrna biżuteria z bursztynami, bardzo popularna w Polsce. Wychodziło go to tanio i robił niezły interes. Potem razem z koleżanką  zaczęliśmy współpracować z Anglikiem. Był duży stres, bo pracowaliśmy dla i na siebie.
 P: Chciało ci się wracać?
 KA: Uczucia były mieszane. Wiedziałam, że jak się zdecyduję zostać, to zostanę na zawsze. W kraju czekała kontynuacja studiów i wahałam się...Z drugiej strony pieniądze to nie wszystko... Na pewno będę tam wracać, gdyż mam sporo znajomych i sentyment do Londynu.
 P: Przygoda miła.
 KA: Przygoda i dobra szkoła życia.
 P: Jak rodzice reagowali na wyjazd córki?
 K: Ja każdy z rodziców tym bardziej, że była to dość długa nieobecność, a ja należę do tych ludzi, którzy tęsknią do swoich dzieci, gdziekolwiek są. Czy to we Wrocławiu, czy gdzie indziej. Bardzo dużo do siebie dzwonimy, odwiedzamy się. Wcześniej, gdy mogłem je ze sobą zabierać, było inaczej. Karolina wzięła krótki urlop i przyjechała na Boże Narodzenie i ciężko było jej z domu wyjechać. Dzisiaj bardzo dużo młodzieży wyjeżdża przez furtkę, która została nam otwarta. Możemy już robić, to co człowiek zapragnie i córka z tego skorzystała. Ja mam w planach również wyjazd, ale będzie to wyjazd klubowy do Wisły w okresie ferii. W ubiegłym roku byłem w OPO w Szczyrku, który Paweł częściej odwiedza, gdyż trenuje we Wrocławiu w grupie czterystu metrowców z trenerem Lisowskim. Moje najbliższe plany związane są ze wspomnianymi wyjazdami na zgrupowania, oczekiwanie na nowy sezon lekko atletyczny, a Karolina zaliczyła semestr, uczy sie bardzo dobrze i ma się czym pochwalić.
 P: Jak skończysz studia to co masz w zamiarze?
 KA: Na razie nie wiem. Plany są tylko, że po cichu i nie chcę zapeszać. Po ukończeniu studiów można robić wiele rzeczy, bo są różne możliwości. Marzymy z bratem, żeby otworzyć wspólną restaurację związaną z naszym kierunkiem studiów.
 P: Jak się dogadujesz z bratem? 
 KA: Dobrze. W wieku dziecięcym bywało różnie, ale teraz świetnie się dogadujemy.
 P: Kto, kogo słucha?
 KA: Tego rodzaju komunikatywność jest dwustronna.
 K: Karolina ma bardziej cechy przywódcze. W tej parze ona bardziej dominuje, co wynika z różnicy charakteru.
 KA: Paweł jest spokojniejszy, bardziej zrównoważony i dzięki temu trzymam go trochę pod
pantoflem.
 P: Chodzicie wspólnie na imprezy?
 KA: Zdarza się, ale Paweł rzadko jest we Wrocławiu, stale przesiadując na obozach. Ale jak jest...
 P: np. Maniana
 KA: Tak, jest to miejsce, które oboje bardzo lubimy.
 P: Przydałoby się jeszcze prawo jazdy.
 KA: Oj, tak. Planuję zrobić prawo już od dłuższego czasu, chociaż we Wrocławiu-na razie-nie jest mi tak bardzo potrzebny.
 P: Jak pan traktuje jazdę samochodem. Jako konieczność czy przyjemność?
 K: W większym stopniu jako konieczność. Jest to środek transportu, który służy mi na dojazd do pracy, na rozwożenie zawodników. Moi zawodnicy nie są z Bojanowa, ale z okolicznych wiosek. Jeśli rodzic dowiezie, to dobrze, ale często obowiązek ich rozwiezienia jest moim obowiązkiem. Żona mówi, że kupiłem samochód po to, by wozić zawodników, gdyż w domu jest mało wykorzystywany.
 P: Skoro jazda samochodem nie jest przyjemnością, to co zdarza sie panu robić z przyjemnością? 
 K: Nie mówię, że jazda samochodem nie sprawia mi przyjemności. Lubię jazdę samochodem. A co mi sprawia przyjemność? W życiu jest wiele przyjemności, ale moja profesja jest tego rodzaju, że ukoronowanie pracy jest przyjemnością. Lubię podróżować, zawsze chciałem poznać świat. Marzyłem o wyjeździe do jakiegoś kraju i ten pierwszy wyjazd był do ówczesnego NRD. Miałem wtedy 18 lat i na dowód osobisty pojechaliśmy do Berlina. Jedno z moich marzeń się spełniło: zobaczyłem Australię. Ostatnia przyjemność, to ubiegłoroczny pobyt z córką w Helsinkach na mistrzostwach świata. Odbył się zresztą za namową córki.
 P: Dieta w pana życiu. To temat rzeka?
 K: Sprawy kulinarne to domena mojej córki. Ona się w tym lubuje.
 KA: Dieta zawsze od jutra!
 K: Jak na mój wzrost, mogłoby być trochę mniej kilogramów, a gdybym się mniej lenił, a więcej ruszał, to z pewnością tych kilogramów byłoby mniej. Wśród trenerów jestem znany, że dwa razy do roku aplikuję sobie diety na samej wodzie.
 P: Teraz nie jest pan w okresie diety?
 K: Nie, teraz nie i możemy spokojnie konsumować obiad.
 KA: Podziwiam ojca za jego siedmiodniowe głodówki, bo ja nigdy nie dałabym rady. Tata jest twardy i czasem mu kibicuję.
 P: Siedem dni tylko na wodzie?
 K: Tak! Spożywam około trzech litrów wody mineralnej, niegazowanej. Ostatnio miałem przygodę. W ostatnim dniu diety przyjechałem do Spały, a jeden z zawodników kolegi trenera miał ślub i na ośrodek przyjechali z poczęstunkiem. Siedziałem przy wielkim jedzeniu i podziwiano mnie, że nic nie ruszyłem. Pamiętam, jak dawniej w trzecim, kryzysowym dniu, dzieci ciągle sobie coś pichciły, by po domu rozchodziło się jak najwięcej zapachów. Przychodzili do mnie z talerzem i tym mnie denerwowali. Dieta to przede wszystkim moi zawodnicy. Tak się zawsze składało, teraz i w przeszłości, że z reguły w mojej ekipie sporo było dziewcząt, a kobiety – jak wiadomo – z reguły mają kłopoty z...
 P: Utrzymaniem linii, nie chcą zrezygnować ze słodyczy. Na ten temat Karolina mogłaby coś powiedzieć.
 K: Zawodniczki w zasadzie się pilnowały, ale do czasu. Panie trenerze, mówi jedna z nich, ta, a ta rzeczywiście nie zjadła, ale po przyjściu do pokoju od razu połknęła pół tabliczki czekolady. Na początku swojej kariery zawodowej w Technikum Rolniczym w Bojanowie miałem zawodniczkę, bardzo sympatyczną, zresztą wtenczas była moją ulubioną, ale miała ponad 100 kg.
W czasie obozu w Karpaczu dziewczyny posłały ją do miasta po pączki. Miała kupić 12 sztuk, a że droga do ośrodka była spora, więc skusiła się i zjadła jednego. Ale...Panie trenerze, mówi Kazia, jak wzięłam jednego, bo takie były świeżutkie, pachnące, to kawałek dalej zjadłam drugiego. Efekt? Wróciła z jednym pączkiem.
 KA: Wzwyż nie skakała?
 K:  Kiedy chodziła do szkoły miała sto cztery kilogramy wagi, a dzięki uprawianiu sportu, gdy kończyła szkołę,  jej waga spadła do dziewięćdziesięciu.
 P: Jakie uprawiała sporty?
 K: Pchała kulą i rzucała dyskiem.
 P: Państwa nazwisko jest charakterystyczne. Zdarzały się w związku z tym jakieś sytuacje?
 KA: Kiedy trenowałam, to moje nazwisko było rozpoznawalne, ale z uwagi na tatę – trenera. W czasie startu był to dodatkowy stres, gdyż wszyscy wiedzieli, że startuje córka trenera. Często startowaliśmy razem z bratem i to Paweł z reguły wygrywał.
 K: Jeszcze jedna przygoda, tym razem związana z Pawłem. Było to na mistrzostwach Polski w Bielsku Białej. Podchodzi do mnie sędzia i mówi – wiesz, twój syn jest zdyskwalifikowany. Jak to zdyskwalifikowany – pytam. - Bo on jest ptak, a tu nie wolno latać tylko trzeba biegać.
 P: Mówią do ciebie Ptakówna?
 KA: Mówili tak w szkole i nie cierpiałam tego. Na szczęście nikt już tak nie mówi.
 K: Mnie, jako dziecku, nazwisko też uprzykrzało życie. Jako dziecko, na jedno byłem strasznie uczulony, jak ktoś o mnie powiedział: sroczka bajczarka. Swego czasu w radiu była nadawana piosenka o sroczce bajczarce i w tym czasie był to dla mnie szok, największa obelga.
 P: Pakowanie to w pana przypadku zajęcie rutynowe?
 K: Nie lubię tego i robię to na ostatnią chwilę.
 KA: Ja się pakuję na dzień przed wyjazdem, a ojciec, rzeczywiście, robi to tuż przed wyjazdem. Polega to wtedy na wrzucaniu wszystkiego byle tylko zdążyć.
 P: I co pan tam najczęściej wrzuca?
 K: Niekiedy za dużo tego wrzucam. Lubię mieć rzeczy na przebranie, a nie lubię chodzić w koszuli dłużej niż dwa dni, podstawowe do pracy, a więc buty i dresy treningowe, ortalionowe, jeden sweter czy drugi i to zajmuje mi trochę bagażu.
 KA: Tata  to jest elegancik i lubi się przebierać. Zawodniczki czasem przesadzają. Jedna z zawodniczek miała torbę większą od niej samej. - Dziecko, mówię, na ile miesięcy ty jedziesz? Co ty masz w tych bagażach?
 P: Dresy to chyba nieodłączna część państwa życia? Karolino, pamiętasz swój pierwszy?
 KA: Pamiętam. Leży gdzieś w szafie. Mamy dużą szafę, która po brzegi wypchana jest dresami taty i Pawła. Są tam i koszulki i inne ubiory sportowe, a i moje chyba się tam również znajdą. Przydają się, zwłaszcza wtedy, gdy się już  nie trenuje. Fajnie jest mieć ładny dresik.
 P: Jest wśród nich wyjątkowy, który pan lubi?
 K: Mam tego sprzętu dużo, bo każdy wyjazd, na imprezę mistrzowską, ubierają nas firmy sponsorskie; Komitet Olimpijski, związki i w ten sposób przybywa tych dresów.
 P: Ile ich jest? Setki?
 K: Dziesiątki. Jest jeden problem. Dostajemy z Pawłem ten sam sprzęt będąc podobnego wzrostu i myli sie. Czasem weźmie moją bluzę, a ja jego...Miałem ulubioną bluzę podarowaną mnie, młodemu wówczas chłopcu, przez – nieżyjącego już - Tadeusza Ślusarskiego, mistrza olimpijskiego w skoku o tyczce. Przywiózł ją z Kanady. Były to czasy, że każdy ubiór z zagranicy, to szpan wśród kolegów i koleżanek. Niestety na jednych z zawodów skradziono ją.
 P: Nie porozmawialiśmy jeszcze o aparacie fotograficznym.
 KA: Na razie jest to moja cicha pasja.
 P: Sprzęt do wywoływania filmów też już jest?
 KA: Powoli się gromadzi, ale trudno go dzisiaj zdobyć, bo fotografia cyfrowa zawładnęła
światem. Mam już problem z zakupem dobrej, czarno białej kliszy. We Wrocławiu są jeden czy dwa punkty, gdzie mogę je kupić. Podoba mi się fotografia tradycyjna i bawienie się w to samemu.
 P: Jest coś takiego, co lubisz fotografować? Jest to fotografia artystyczna?
 KA: Artystyczna, a więc: portrety i różne dziwne kompozycje.
 P: Jest już jakaś kolekcja?
 KA: Zbiera się, ale jestem krytyczna wobec siebie i jak mi jakaś klisza się nie uda, to potrafię się zniechęcić i przez tydzień i dłużej nie dotykać aparatu.
 P: Masz jakiegoś guru czy jesteś samoukiem?
 KA: Znam kilku fotografików, którzy doradzają mi w sprawach czysto technicznych, ale rzecz tkwi w środku, czyli ma się tam coś albo nie ma.
 K: Większość moich zdjęć związana jest z moim zawodem, ze stadionów światowych: z Moskwy, Portugalii...Mile wspominam Moskwę. Byłem na pierwszych Światowych Igrzyskach do lat 17. Otwarcie było wspaniałe. Jesteśmy w okresie olimpiady zimowej i krótko po jej otwarciu, które oceniono wysoko, ale to, co zrobili Rosjanie było wspanialsze. Niestety, Igrzysk już się nie organizuje. Przyjechała młodzież z całego świata. Brakowało chyba tylko Afganistanu i jeszcze jakiegoś państwa. Byli Samaranch. Jelcyn, Łużkow. Mile wspominam Plac Czerwony, gdzie robiliśmy sobie zdjęcia.
 P: Mam nadzieję, że państwo będziecie mile wspominać dzisiejszy obiad. Bardzo dziękuję za spotkanie.
 K: My również serdecznie dziękujemy i przy okazji pozdrawiamy słuchaczy Radia Elka i wszystkich sympatyków lekkiej atletyki.
 KA: Dziękuję.

Dyżurny reporter: 667 70 70 60
 

reklama
habit
Dostęp do tej części serwisu tylko dla osób pełnoletnich
Czy masz 18 lat lub więcej?
Tak, oświadczam, że jestem osobą pełnoletnią
Akceptuj i przejdź dalej
Zrezygnuj