Start Felieton Adamka Siła wyższa
Siła wyższa |
25.08.2014. Radio Elka, Jarek Adamek | ||||||||
Dyżurny reporter: 667 70 70 60 Ale faktycznie, kiedy wracałem z pracy popatrzyłem - towarzystwa było jakby mniej. Przyznam się, że pomyślałem natychmiast o naszych miejskich służbach. Zwłaszcza o policji - ledwo Pan Komendant parę dni temu powiedział o tych „wybitych szybach” i przeciwdziałaniu w zarodku, ledwo swoim naczelnikom zadał lekturę z amerykańskich policjantów, a już mamy efekty. I powiem wam, że pomyślałem ciepło - wreszcie gość, który nie rzuca słów na wiatr. W poniedziałek zapowiedział, we wtorek zrobił. A w środę wszystko wróciło do normy, bo towarzystwo na Rynek wróciło. Nie wiem więc, czy to rzeczywiście była jakaś akcja, czy może po prostu trafiliśmy na jakieś zawirowanie czasoprzestrzeni. Policja niczym się w każdym razie nie chwali - może jakieś działania prowadzą, ale przezornie nie chcą zapeszać. Zwłaszcza, że jeżeli by im się udało, zaraz podnieść się może spory krzyk ze strony wrażliwych dusz. Od czasu do czasu zauważam coś takiego, nawet wśród moich fejsbukowych znajomych. Że bezdomny też człowiek, że każdemu się może przydarzyć, że przecież po prostu los nie był dla nich łaskawy i że to nie ich wina. Może to i racja. Dla mnie los też nie był łaskawy. Nie urodziłem się jako dziedzic Billa Gatesa ani nawet Jana Kulczyka. Nie wygrałem megakumulacji na loterii ani nie mam dojść do rządowych kontraktów na darmowy podręcznik dla pierwszoklasistów czy inne lukratywne zajęcie. Po prostu muszę pracować. Nie powiem, że jakoś szczególnie ciężko, ale muszę. A inni niekoniecznie muszą, a i tak dostaną. Opowiadał mi niedawno jeden z wolontariuszy naszej jadłodajni katolickiej, który przywiózł tam produkty na zupę. Na swoją porcję czekało już kilkunastu nazwijmy to „potrzebujących”. Wolontariusz to człowiek już dość sędziwy - dobrze po sześćdziesiątce - musiał sam wyładować kilkadziesiąt kilogramów kartofli, mięsa i warzyw. Sam, bo nikt z „potrzebujących” mu nie pomógł. Stali, patrzyli i czekali na michę. Bo i tak się należy. No żesz w mordę. Pamiętam, że ponad 20 lat temu, w moich krakowskich czasach słynny wśród tamtejszej biedoty był niejaki brat Konrad, furtian w jednym z klasztorów. Do brata jak w dym ciągnęli żule z całego starego Krakowa, a on każdemu wydzielał słój zupy z klasztornej kuchni i ćwiartkę chleba. Ale - każdy chętny musiał na to zarobić. Brat dawał miotłę albo szuflę i pokazywał „rejon” chodnika przed kościołem i wokół klasztornego muru, nota bene dość długiego. A potem rozliczał z zadań. I powiem wam, że skutkiem tego liczba chętnych na zupę nie spadała, a okolice klasztoru uchodziły za jedne z najczystszych w Krakowie. A u nas? A u nas codziennie 120 osób dostaje z chrześcijańskiego miłosierdzia posiłek za darmo. A jak mówi Milton Friedman „nie ma czegoś takiego jak darmowy posiłek”. Więc i ten nie jest darmowy - płacą katolicy i podatnicy. Katolicy dobrowolnie, podatnicy z musu. Jeżeli ktoś myśli, że jestem przeciwny jadłodajni, oczywiście jest w błędzie. Ale niekoniecznie jestem przekonany, że ma być dla każdego i bez żadnych zasad. Przecież i noclegownia dla bezdomnych ma jakieś zasady - choćby tę, że jeżeli ktoś chce w niej zjeść, przespać się i wykąpać, to musi być trzeźwy. W jadłodajni tej zasady nie ma, co sprawia, że na darmowy obiad ciągną jegomoście „pod wpływem”. No i nie każdy dociągnie - ostatniej niedzieli w samo południe jeden z nich musiał, no po prostu musiał użyć sobie pod murem na ul. Wąskiej i zupełnie mu nie przeszkadzało kilkanaście przechodzących akurat tamtędy osób. Ja też. Kiedy zauważyłem głośno, że to może niekoniecznie najlepsze miejsce na toaletę spojrzał na mnie z rozczuleniem. „Siła wyższa” - wybełkotał. W pierwszej chwili szlag mnie trafił, ale po chwili skonstatowałem, że może facet tak to właśnie widzi. Robi co chce, żyje jak chce, niczym się nie przejmuje, a zawsze ktoś da mu michę zupy i złocisza na piwo. A może nawet i mieszkanie, za które nie musi płacić. W końcu żyje w cywilizowanym kraju.
|
reklama
Najnowsze ogłoszenia DOM.ELKA.PL
|
reklama
reklama