Start Felieton Adamka O biegaczach z perspektywy kanapy
O biegaczach z perspektywy kanapy |
14.04.2015. Radio Elka, Jarek Adamek | ||||||||
Dyżurny reporter: 667 70 70 60 Biegnie i jeszcze z tydzień pobiegnie, bo ma do pokonania jakiś tysiąc kilometrów. Jeśli więc w najbliższych dniach wybierzecie się do świątyni konsumpcji, położonej przy wylocie z Leszna na Wrocław, możecie go zobaczyć. Z góry zaznaczam, że do biegaczy mam stosunek dość specyficzny - bieganie jest potwornie nudne. Kiedyś założyłem markowe buciki, obcisłe spodenki, wytrzymałem salwy śmiechu rodziny i poszedłem pobiegać. Po godzinie, kiedy umierałem z wyczerpania, sprawdziłem dystans - kilometr. No mówię wam, nuda! A pan Tumko w dodatku biegnie w miejscu. Tak sobie z niego kpię okrutnie, ale mówiąc serio, to chłopa podziwiam. Nie żebym zaraz zazdrościł, ale podziwiam. To jego druga próba pobicia rekordu dystansu przemierzonego na bieżni. Poprzednio poddał się po 722 kilometrach (jeśli dobrze pamiętam). To znaczy właściwie nie tyle on się poddał, co odmówiły współpracy jakieś mięśnie i ścięgna, które ma w nogach. Nie pytajcie o szczegóły - ja po prostu nie mam tych mięśni i ścięgien; z tego co wiem, składam się z żołądka, wątroby i nerek. No i tkanki tłuszczowej, którą mógłbym obdzielić mieszkańców niewielkiego kraju. Wracając do pana Krzysia - chłop jest twardy, nie poddał się, tylko zawziął i biegnie znowu. Mało tego - załatwił ze sponsorem, że za każdy kilometr ten będzie płacił 10 PLN na chore dzieci. Czapki z głów - choć pewnie to dodatkowa motywacja, bo jak tu zejść z tej bieżni, kiedy można jeszcze parę groszy ze szczodrej firmy wycisnąć? Podobnie zresztą zrobił inny biegacz z naszego podwórka, o którym z lubością myślę, rozparty na kanapie - pan Wiesław Kamiński. Przebiegł właśnie 250 kilometrów. Niby to zaledwie ćwiartka z tego tysiąca, którą biegnie Tumko, ale za to w troszkę bardziej urozmaiconych okolicznościach przyrody, bo na Saharze, w Maroku. Przypominam, że to okolice, w których ukuło się słynne powiedzonko Legii Cudzoziemskiej „maszeruj albo zdychaj”. Z tym, że legioniści biegają rzadziej i troszkę mniejsze dystanse. A pan Wiesiek pobiegł i dobiegł. W dodatku też z myślą o niepełnosprawnych, dla których szuka sponsorów. Wiem, że z perspektywy kanapy łatwo o tym pisać. Moim największym wyczynem sportowym jest przejechanie Leszczyńskiego Maratonu Rowerowego. Niby 90 kilometrów, ale na rowerze. W dodatku co dwa kilometry robiłem przerwę na papierosa i opustoszyłem dwa wiejskie sklepy spożywcze ze słodyczy i napojów. Dojechałem, jak już sprzątali po imprezie. I czułem się cholernie dumny. Tymczasem i Tumko, i Kamiński to prawdziwi Sportowcy Wyczynowcy. Ciągle im mało. Pamiętam, że przez lata mówiliśmy o ich bieganiu, o coraz to większych dystansach i utrudnieniach. O maratonach przemierzanych z cegłami w plecaku, o ultramaratonach przez alpejskie szczyty, o tych wszystkich Biegach Komandosa, Katorżnika, Rzeźnika, Komornika... (z tym ostatnim ściemniam, ale kto wie - może coś takiego wymyślą). Zawsze chcą więcej, dalej, szybciej, wyżej. Mogliby sobie dać spokój, są już w życiu ustawieni. Ale nie! Kolejna granica do przekroczenia, kolejna próba do przejścia! To fantastyczne, że są tacy ludzie. Są jak wielcy zdobywcy: Marco Polo, Magellan, Stanley, Scott, Hillary. Zawsze im mało, chcą popatrzeć, co za horyzontem. Wielkie słowa - powiecie. Może mnie poniosła euforia kibica, który w życiu tyłka nie ruszył, ale lepsze to niż hejtowanie „mógłbym sto razy lepiej, ale po co”. A choćby po to, że bez Takich, sprawdzających własne możliwości, do dziś siedzielibyśmy pewnie w jaskiniach. Bez kanap, kufli i muzyczki.
|
reklama
Najnowsze ogłoszenia DOM.ELKA.PL
|
reklama
reklama