Start Felieton Adamka Jakoś sobie świat beze mnie poradził
Jakoś sobie świat beze mnie poradził |
04.08.2015. Radio Elka, Jarek Adamek | ||||||||
Dyżurny reporter: 667 70 70 60 Koniec końców firma puszcza mnie na dwa tygodnie maksimum, a dzieciarnia wymaga jakiejś aktywnej formy wypoczynku: żeby była woda, żeby było ciekawie, żeby było dobre jedzenie i najlepiej żeby było za granicą. Więc chcąc nie chcąc wielkie wakacyjne plany idą w kąt i zaczyna się kombinowanie, jak tu pociechom zapewnić życiowe szczęście, żeby na jesieni życia wzięły na łaskawy chleb. Bo przecież na ZUS nie ma co liczyć. Zresztą i z dwoma tygodniami urlopu wcale nie ma tak łatwo. Człowiek czeka na to miesiącami: że się wreszcie oderwie od kieratu, że zapomni o wszystkich sprawach, że spojrzy na swoje życie z nowej perspektywy, że wyłączy telewizor, radio, komórkę, internet i wszystkie takie. Po czym na dwa, trzy dni przed zaczyna się niepokoić, jak sobie ten świat beze mnie poradzi. Bo przecież mam taką ważną pracę, pełnię tak odpowiedzialną misję. No i przecież nie można świata pozbawiać swojej obecności, jeszcze biedaczek gotów sobie nie poradzić. Łatwo nie było - roaming kosztuje, wi-fi bywało sporadycznie. Na inne media trudniej liczyć, bo dalibóg radio i telewizja były, ale pod warunkiem że zna się węgierski, a zdaje się że nie ma takich ludzi. Raz trafiłem na jakieś wiadomości po angielsku, ale dotyczyły spraw węgierskich, więc nic mnie nie obchodziły. Może poza tym, że zdumiała mnie skala nielegalnej imigracji do Madziarów - przez granicę z Serbią wszelcy Azjaci i Afrykanie walą na taką skalę, że tunel pod La Manche tu strumyczek wobec Dunaju. Szacują, że w tym roku będą mieli rekord - 300 tysięcy niechcianych gości. A my gardłujemy, że nam chcą wcisnąć dwa tysiące. Nie dziwi więc, że Orban (ichniejszy premier) buduje mur i rozwija drut kolczasty, żeby dać gościom do zrozumienia, że do Niemiec to inną drogą. O samych Węgrzech wielce się rozpisywał nie będę, bo jeszcze powiecie, że szczuję. Dość powiedzieć, że było nieźle. Dzieciarnia po spustoszeniu konta i tak stwierdziła, że na Krymie było lepiej, ale łaskawie przyznała, że organizowałem i gorsze wyjazdy. Jeśli kogoś obchodzi moja opinia, osobiście Węgry polecam. Świetne żarcie, jeszcze lepsze picie, kawał niezłej historii, w dodatku dość często wspólnej z naszą. A w dodatku w odróznieniu od innych krajów okolicznych wspólnej w pozytywnym tego słowa znaczeniu, co sprawia, że Węgrzy są jedną z nielicznych nacji na świecie, która nas zwyczajnie lubi. Na przykład bardzo podobało im się, gdy gaworząc w rodzinnym gronie mówiliśmy słowo „dobrze”. -Hej, mieliśmy takiego króla, który miał przydomek „Dobrze” - entuzjazmował się jeden i drugi napotkany Madziar. Sprawdziłem - chodziło o Władysława II Jagiellończyka. Facet był tak ugodowy, że ostał się w historii jako Laszlo Dobzse. Szczerze mówiąc wygląda na to, że gość był miernotą pozbawioną cojones, ale Węgrom jakoś sympatii do Polaków nie popsuł. Ale urlop się skończył, człowiek wrócił na ojczyzny i miasta łono. W środku nocy zaraz poodpalałem wszelkie możliwe serwisy informacyjne, żeby dowiedzieć się, co mnie ominęło. Szczerze mówiąc niewiele. Z wielkich światowych wiadomości właściwie dwie: że umarł Kulczyk i że jakiś amerykański dentysta zastrzelił w Zimbabwe lwa. Jedna i druga sprawa wałkowana była w mediach dzień i noc, wywołując ocean hejtu. Świat się jednak nie zmienił. Wciąż najbardziej nienawidzimy bogaczy i dentystów.
|
reklama
Najnowsze ogłoszenia DOM.ELKA.PL
|
reklama
reklama