Start
Felieton Adamka
Tyle wygrać, tyle przegrać


Tyle wygrać, tyle przegrać |
21.10.2015. Radio Elka, Jarek Adamek | ||||||||
Dyżurny reporter: ![]() Bo wygrać wybory to, proszę Państwa, żadna sztuka. Zwłaszcza te wybory. Gdyby ktoś mnie jeszcze w ubiegłym tygodniu spytał, jaki wynik obstawiam, odpowiedziałbym bez wahania: w Polsce PiS, w Lesznie Platforma. Oczywiście dzięki metodzie D’Hondta mandaty rozłożyłyby się zupełnie inaczej, ale to już szczegóły, w które wnikał nie będę, bo arytmetykę zarzuciłem ze szczętem po zdaniu matury. Jeszcze tydzień temu myślałem o powtórce z wyborów prezydenckich, czyli Leszno kocha Komorowskiego, a kraj Dudę. Więc i w niedzielę spodziewałem się zdecydowanej przewagi PO nad PiS w leszczyńskich lokalach wyborczych. Tymczasem okazuje się, że Platforma wcale wygrać nie chce. Owszem - mówią co mówią, ale nie po słowach, a po czynach się ich poznaje. Bo przecież gdyby naprawdę chcieli wygrać, to na dziesięć dni przed wyborami nie wywalaliliby z hukiem dyrektora szpitala, w dodatku w takim stylu, że wszystkim go po ludzku żal i wszyscy klną na PO. Pan dyrektor Jeske oświadczył, że rezygnację na nim wymusił pan wicemarszałek Wojtasiak, znany wszem i wobec prominentny działacz wielkopolskiej Platformy. (Przy okazji odpowiadam purystom, którzy przy każdej okazji zwracają mi uwagę, że pan Wojtasiak nie jest wicemarszałkiem, tylko członkiem Zarządu Województwa Wielkopolskiego: owszem, macie rację, ale „członkiem” nie nazwę nawet najgorszego wroga, zwłaszcza płci męskiej). Pan Wojtasiak wprawdzie coś tam tłumaczył w stylu „pierwsze słyszę, żebym zmuszał”, ale jakoś personelu szpitala nie przekonał i ci ochoczo walą w niego jak w bęben, przy okazji eksponując logo jego partii. Inni działacze PO milczą w temacie albo mówią tak, żeby Wojtasiaka nie urazić. Czyli jakby nie mówili. Kiedym widział tę demonstrację załogi w poniedziałek po raz pierwszy pomyślałem, że wywalenie, jak się okazuje, całkiem lubianego dyrektora jest strzałem w stopę i może Platformę całkiem srogo kosztować - tak mniej więcej z pięć, może dziesięć procent. Zapewne to samo poczuli działacze PiS, którzy zresztą na podszpitalnym proteście zjawili się gremialnie wraz z posłem Dziedziczakiem i swoimi kandydatami. - O, możemy wygrać wybory w Lesznie - pomyśleli zapewne. I strasznie ich ta myśl musiała przestraszyć. Tylko tak mogę bowiem wytłumaczyć fakt, że od ręki, na miejscu pan poseł przywalił w prezydenta Borowiaka, że ten prześladuje PiS zdejmując jego plakaty wyborcze. I że to nasz lokalny Łukaszenka. Samobój - pomyślałem natychmiast. Nazajutrz rozmawiałem z posłem raz jeszcze, myśląc, że w końcu chłopa nerwy mogły ponieść, jak ponad 600 dykt z jego wizerunkiem poszło w magazyn. Ale nie - poseł powtórzył mniej więcej to samo dodając, że Borowiak to jednak kryptoplatfus jest. No Panie Pośle. Bez jaj. Przyznaję, mógłbym panu jakoś wybaczyć te dykty co dwa metry. Wiem, że ludzi to trochę wkurza, ale ja rozumiem. Jak już kiedyś pisałem, politycy uważają ludzi za durni i muszą im co chwila przypominać, jak się nazywają. Moja poznańska natura uważa jednak, że ordnung muss sein i jak przepis o plakatowaniu mówi że nie można, to nie można. Wystarczyło w poniedziałek albo wtorek powiedzieć „Sorki, nie wiedziałem, moi ludzie w gorliwości swojej przesadzili, ale przecież i tak jestem fajnym facetem i na mnie zagłosujecie, prawda?” Pan tymczasem musiał wejść na wysokie C - że prześladowania, Białoruś i zły Łukasz(enka) Borowiak. Jednym słowem dobry, stary PiS sprzed jakichś 10 lat. Mnie tam Borowiak ani nie ziębi, ani nie grzeje, ale sporo ludzi w tym mieście na niego głosowało. I po roku większość z nich go wciąż jeszcze lubi. Z pewnością wielu z nich całkiem poważnie zastanawiało się nad zagłosowaniem na PiS w niedzielę. Pewnie teraz zastanawiają się o wiele poważniej.
|
reklama
Najnowsze ogłoszenia DOM.ELKA.PL![]()
|
reklama
reklama