Start
Felieton Adamka
Wytrzymać jeszcze cztery tygodnie


Wytrzymać jeszcze cztery tygodnie |
01.12.2015. Radio Elka, Jarek Adamek | ||||||||
Dyżurny reporter: ![]() Żona właśnie przygotowuje jakieś występy artystyczne w szkole i co chwila sobie to puszcza. Oczywiście mogło być gorzej (choć moja żona do okrutnych nie należy): na przykład na tapecie mogłoby być „Last Christmas” zespołu WHAM!. Grają to teraz wszędzie - nota bene także od jakichś 30 lat. I mniej więcej od tego czasu okupuje to pierwsze miejsce na mojej osobistej liście najgorszych świątecznych przebojów. Żeby było śmiesznie, to wcale nie jest piosenka o świętach. Słowo „Christmas” pojawia się w kontekście tego, że właśnie wtedy (a właściwie dzień po) dziewczyna podmiotu lirycznego zrobiła go w bambuko na gruncie sercowym. Co oczywiście nie przeszkadza puszczać tego dla milionów mniej więcej od połowy listopada do Wigilii. Za chwilę zacznie się granie kolęd. Oczywiście każdy kto chodził na religię wie, że czas na nie nastaje dopiero w Wigilię, w dodatku wieczorem, prawda? A do tego czasu mamy tak zwany Adwent, więc czas z zupełnie inną muzyką. Ale właściciele centrów handlowych wiedzą doskonale, że „Spuśćcie nam na ziemskie niwy” i „Archanioł Boży Gabriel” klientów raczej nie napędzą. A „Cicha noc” a jakże. Miękną kolana, serce i portfel... Zresztą nie będę strugał tu jakiegoś świętoszka. Radiowa ekipa też nagrała kolędę, którą zagramy na pewno jeszcze przed świętami. Już trzecią zresztą, jeśli dobrze liczę. Takie nagrywanie to bardzo poważne przedsięwzięcie, trwa mniej więcej dwa dni, bo każdy śpiewa osobno, nagrywa nas taki bardzo miły pan, który każdemu mówi, że był świetny (bestia mówi to z kamienną twarzą). A potem ten pan (Waldek ma na imię) bierze te wszystkie nagrania do domu i składa je w zgrabną całość. Zazwyczaj trwa to około miesiąca. Nie wiem dlaczego tak długo - choć się domyślam. Tak czy inaczej nagrywaliśmy około Święta Niepodległości, a wtedy świąteczny klimat panował tylko w Lidlu. Największy problem z tym całym świąteczny klimatem, w który wkraczamy jest taki sam, jak na przykład z bożonarodzeniowymi piernikami. Kto piekł - palec w górę. Robi się ich całą górę na dwa-trzy tygodnie przed świętami. Potem każdy się nawsuwa po dziurki w nosie, a potem pogryza co dzień po parę sztuk. Wreszcie, gdy już lądują na wigilijnym stole okazuje się, że po pierwsze zostało ich w sumie niewiele, po drugie nikt jakoś nie ma na nie wielkiej ochoty. Jak mamy te choinki, dzwoneczki i kristmasy przez sześć tygodni na okrągło, to 24 grudnia narzekamy, że „nie czujemy świąt”. Jest na to sposób? Żebym to wiedział. Można oczywiście sprawę potraktować bardzo poważnie i zacząć chodzić na Roraty. Przyznaję, że mam z tym problem, bo zazwyczaj siedzę do późna w noc, a potem rzucam butami w rodzinę próbującą obudzić mnie na ósmą do roboty. Wiem, że w naszych leniwych czasach w niektórych kościołach Roraty odprawia się po południu, ale to już moim zdaniem graniczy z herezją. Więc poranne bieganie z lampionem odpada. Co pozostaje? Dobroczynność. Obiecuję sobie solennie, że na święta zrobię coś dobrego. Jakaś kwesta, jakiś koncert charytatywny - coś się na pewno trafi. Nasza radiowa ekipa zdecydowała na przykład, że wspólnie wybierzemy się oddać krew. Tej zawsze brakuje, a nasza może się nadaje. Paniki trochę jest, bo niektórzy nigdy tego nie robili. Ale z dziesięć osób już się zadeklarowało. Ja tam się nie boję, bo w młodości parę razy oddawałem, choć również parę razy przy tym zemdlałem. Cuci cię wtedy taka ładna pielęgniarka, która wygląda jak anioł - powiedzcie proszę, że teraz jest tak samo...
|
reklama
Najnowsze ogłoszenia DOM.ELKA.PL![]()
|
reklama
reklama