Damian SzymczakIch ostatnia kąpiel |
22.06.2019. Radio Elka, Maciej Olejnik | |||||||||||||||||||||||||||
Dyżurny reporter: 667 70 70 60 W tym roku pogoda w maju była wyjątkowo kiepska. W przeciwieństwie do maja roku 1934, kiedy to panowały upały. Nic więc dziwnego, że w wolny dzień, niedzielę, 13 maja młody mieszkaniec Drzęczewa, pomocnik fryzjerski Witold Grodzki wybrał się rowerem nad miejscowy staw. Na miejsce przyjechał przepocony i zgrzany. Mimo to nie czekał aż trochę ostygnie, tylko od razu rozebrał się i wskoczył do wody. Skutki były tragiczne. Doznał ataku serca, po chwili jego martwe ciało opadło na dno stawu. W niedzielę 10 lipca 1932 roku około godziny 19, Józef Białasik z Bukówca Górnego poszedł do Krzycka Wielkiego nad jezioro. Nad wodą spotkał dwóch innych mieszkańców tej wsi: Józefa Jóźkowiakiewicza oraz Stanisława Kubalę. Tamci przysiedli na chwilę, zapytali, po co przyszedł? Odpowiedział, że chce się wykąpać. Po chwili Białasik wstał, odszedł około dziesięciu metrów, rozebrał się do naga i wskoczył do wody. A w tym miejscu kąpiel była wzbroniona, o czym informowały wbite tam tablice. Po około 5-10 minutach wyszedł z głębszej na płytszą wodę. Stanął przy brzegu, w jeziorze, woda sięgała mu do kolan. W tym momencie zza trzcin wypłynęła łódź z trzema mężczyznami, których tożsamości nie udało się ustalić. Widząc nagiego Białasika, zaczęli się z niego naśmiewać. A jemu zrobiło się wstyd, gwałtownie wskoczył do wody, której głębokość kawałek dalej wynosiła już trzy metry. Niestety, nie potrafił pływać i zaczął tonąć. Widział to Stanisław Kubala. Przerażony wołał do tamtych trzech mężczyzn, by ruszyli łódką ratować Białasika. Ci jednak nie mieli na to najmniejszej ochoty. Przeciwnie, wciąż się śmiejąc, odpłynęli. Wówczas Kubala ruszył na pomoc. Problem w tym, że sam prawie nie potrafił pływać. Złapał więc za rękę Jóźkowiakiewicza i wszedł do wody. W tym czasie podrzucony wodą Białasik odpłynął w głąb jeziora. I w tym momencie Kubala zmuszony był się poddać, rezygnując z próby pomocy koledze, który wkrótce zniknął pod powierzchnią. Mimo to dwaj mieszkańcy Bukówca Górnego zrobili wszystko, by go ratować. Głośno wzywali pomocy do odpoczywających na kąpielisku, a było ich wielu, bo około pięciuset. Jeden z mężczyzn, którego danych nie udało się ustalić, ruszył do wody we wskazanym przez obu miejscu i zaczął nurkować. Po jakimś czasie wyciągnął Białasika, wyniósł go na brzeg i rozpoczął sztuczne oddychanie. Poświęcenie tego mężczyzny nie mogło jednak przynieść dobrych rezultatów, bowiem Józef Białasik był pod wodą blisko pół godziny, już nie żył. Przebieg tej tragedii znamy tak szczegółowo z raportu, który sporządził starszy posterunkowy Czesław Grempka, komendant posterunku policji w Zbarzewie. 13 sierpnia 1924 roku 18-letni Czesław Adamski, mieszkaniec Krzycka Małego wybrał się wieczorem wraz z kilkoma kolegami, by popływać w tamtejszym jeziorze. W pewnym momencie zaczął krzyczeć, wzywając pomocy, a po chwili zniknął pod wodą. Koledzy dopłynęli za późno, by mu pomóc. Pozostało tylko szukanie ciała, które znaleziono po godzinie. Zaniesiono je do domu rodziców. Przeprowadzona później sekcja zwłok wykazała udar serca. Kilka lat później w jeziorze dominickim doszło do dwóch utonięć dzień po dniu. 4 sierpnia 1929 roku utonął Bonifacy Frąckowiak, mieszkaniec Leszna. (Nie wiemy ile miał lat.) Także w tym przypadku lekarz stwierdził udar serca. Następnego dnia utopił się 24-letni Marian Kałużny, mieszkaniec Widorowa - taką nazwę podano w lokalnej gazecie. W tym przypadku nie znamy przyczyny utonięcia. W każdym razie mężczyznę wyciągnięto dość szybko, przystąpiono bowiem do reanimacji, niestety bez powodzenia. Do tragedii dochodziło nie tylko w jeziorach, czy stawach. Rankiem 9 czerwca 1927 roku zaginął czteroletni Karol Fitzner, syn Hermana i Berty z Włoszakowic. Chłopiec przechodził kładką o długość 2,7 metra i szerokości pół metra nad strumieniem doprowadzającym wodę do koła napędowego miejscowego młyna. Kładkę przeszedł, lecz w tym momencie potknął się i spadł do wody, czego niestety nikt nie widział. Po jakimś czasie zaniepokojony ojciec rozpoczął jego poszukiwania. Gdy nigdzie malca nie widział, zaczął krzyczeć przerażony. Wówczas jego dwaj starsi synowie: sześcio- i dziewięcioletni powiedzieli, że ostatni raz widzieli Karola koło kładki. W tym momencie ojciec obawiał się już najgorszego. Złapał grabie i zaczął nimi przeszukiwać dno strumienia. Wkrótce wyciągnął ciało syna. Na koniec o samobójstwie jakie popełnił młody mężczyzna, topiąc się. I to w środku Leszna, na placu Kościuszki. Nazywał się Wiktor Murlewski, miał 25 lat był mieszkańcem Pakosławia. Pod koniec sierpnia 1933 roku przyjechał do Leszna, poszedł właśnie na plac Kościuszki i tam wskoczył do wody. Gdy później wyłowiono ciało, znaleziono przy nim dwa listy. Co wydaje się aż niewiarygodne, oba udało się odczytać. Jeden adresowany był do rodziców, drugi do żony. Ówczesna gazeta, w której przedstawiono ten dramat, ich treść streściła bardzo lakonicznie. Okazało się, że Wiktor Murlewski odebrał sobie życie po stracie posagu swej małżonki... stare archiwa przeglądał Damian Szymczak
reklama
reklama
reklama
reklama
|
reklama
Najnowsze ogłoszenia DOM.ELKA.PL
|
reklama
reklama