Na dostrzegalnię przeciwpożarową zabrał mnie szef Nadleśnictwa Karczma Borowa Aleksander Świgoń, gdy zapytałem do o zagrożenie pożarowe w lasach. Zamiast zasypywać teorią nadleśniczy pokazał, na czym polega praca strażników. Dostrzegalnia znajduje się w lesie między Lesznem a Osieczną, na 130-metrowym
wzgórzu zwanym Górą św. Katarzyny. Sama wieża ma 35 metrów wysokości, na umieszczoną na szczycie platformę wspina się po ponad 100 szczeblach żelaznej drabiny. Po drodze, im bliżej szczytu, wieża coraz mocniej się chwieje. Chwieje się też przy każdym kroku na platformie.
To jeszcze nic - mówi pełniący dyżur Piotr Marszałek -
kiedy wieje, wieża odchyla się nawet o kilkanaście centymetrów od pionu. Dyżur pana Piotra i jego trzech kolegów-zmienników to dwanaście i pół godziny nieustannego wpatrywania się w okoliczne lasy. Z dostrzegalni można dojrzeć nawet kopalnie Zagłębia Miedziowego i kopułę Świętej Góry, jednak skutecznie można zobaczyć to, co dzieje się na kilkanaście kilometrów wokół. Po dostrzeżeniu dymu ustala się kąt i nanosi go na mapę. Potem ustala się prawdopodobne miejsce pożaru i zawiadamia bazę, która wszczyna alarm.
W tym roku wykryliśmy aż osiem pożarów - mówi Aleksander Świgoń -
średnia roczna to trzy-cztery pożary. Na szczęście ogień szybko udawało się ugasić. Jednak leśnicy wciąż drżą - susza w lasach jest katastrofalna.
Wilgotność ścioły to 7-8 procent - mówi nadleśniczy -
w takich warunkach pożar może wywołać nawet nie niedopałek, ale strzepnięty z papierosa popiół. Warto więc z jednej strony zwrócić uwagę na własne zachowanie w lasach, ale też na zachowanie innych. (jad/tekst i foto)