Start
(NIE)ZWYKŁA LEŚNICZÓWKA(Nie)zwykła leśniczówka |
20.08.2008. Radio Elka, Emilia Wojciechowska | |||||||||||||||||||||
Dyżurny reporter: ![]() Lisek Foxy został wyrwany wprost z "paszczy psów", które wyciągnęły go z nory gdy miał zaledwie kilka tygodni. Ktoś widząc całe zdarzenie uratował małego futrzaka i zawiózł go do lecznicy weterynaryjnej. Tam po opatrzeniu ran Foxy trafił do Koczur gdzie powoli zaczął odzyskiwać siły. Dziś ma 2 miesiące, piękny, długi, gęsty ogon a Beacie Bączyk, która razem z mężem dzierżawi leśniczówkę, daje się nawet pogłaskać. - Niektóre zwierzęta trafiają tu zupełnie niepotrzebnie - twierdzi Jarosław Bączyk gospodarz obiektu - całkowity brak rozsądku kieruje ludźmi, którzy zabierają małe dzikie zwierzęta z ich naturalnego środowiska, tylko dlatego, że wyglądają na zabłąkane, takie zwierzę często jest po prostu wystraszone, a raz zabrane do niewoli ma duże problemy z powrotem na łono natury. Jako część nadleśnictwa Włoszakowice miejsce to istnieje od dwóch lat, prowadząc szeroką działalność edukacyjną dla zorganizowanych grup zwiedzających. Na początku tego roku Starostwo Powiatowe w Lesznie udzieliło zgody na przetrzymywanie dzikich zwierząt, co umożliwiło utworzenie Ochronki dla Zwierząt w Koczurach. Nadleśnictwo ściśle współpracuje z leszczyńską lecznicą weterynaryjną "Koala", z którą ma podpisaną umowę na świadczenie usług medycznych dla zwierząt. - Każde przywiezione tu zwierzę jest natychmiastowo badane, leczone gdy zachodzi taka potrzeba i szczepione przeciw chorobom zakaźnym - mówi Dariusz Kociubiński, inżynier nadzoru Nadleśnictwa Włoszakowice. Wiele z tych zwierząt trafiło tu jako maleństwa, które odkarmione zostały butelką przez pracowników leśniczówki. Tak wychowała się tu sarenka Malwinka, która pomimo bliskości człowieka zachowała swoją zwierzęcą naturę i z wielką nieufnością podchodzi do swoich opiekunów. - Niektórych zwierząt nie da się po prostu oswoić, ich dzikość lub stres związany z przeżyciami przez które tu trafiły są zbyt dużą blokadą - mówi ze smutkiem w głosie Beta Bączyk. Koczury są ich całym życiem, oprócz zwierząt "po przejściach" znajdują się tu liczne woliery z ptakami ozdobnymi oraz papugami - pasją Jarka Bączyka. Teren leśniczówki zamieszkują również psy oraz żółwie, które zostały porzucone, bo znudziły się swoim właścicielom. Gdy zwierzęta odzyskują siły oraz stają się samodzielne zostają wypuszczone na wolność. Taka próba nie powiodła się jednak z dwoma dzikami, które wracały codziennie do leśniczówki i ryły ziemię dookoła zagród. Problem powrotu na wolność jest skomplikowany. - Staramy się zawsze realnie ocenić czy takie zwierzę będzie potrafiło samodzielnie zdobywać pokarm i bronić się przed ewentualnymi zagrożeniami - komentuje Dariusz Kociubiński. Obiekt w ramach działalności Nadleśnictwa Włoszakowice prowadzi szeroką, nieodpłatną działalność edukacyjną. Jednak jak podkreślają wszyscy pracownicy problemem są pojedynczy turyści. W lesie panuje całkowity zakaz poruszania się pojazdami mechanicznymi. - Niestety ludzie często o tym zapominają i przyjeżdżają autami pod sama leśniczówkę. Obiekt traktują jak zoo i bez żadnego poinformowania nas o swojej obecności oglądają zagrody, wchodzą na nasze podwórko. Zdarzały się nawet przypadki umyślnego otwierania ogrodzenia lub wolier, dlatego zwracamy się z prośbą o telefoniczne zgłaszanie się grup, które chciałyby zwiedzić nasz obiekt - apeluje Dariusz Kociubiński. Zainteresowanie zwiedzaniem jest spore, w minionym roku około 8000 osób zwiedziło Koczury. Na miejscu istnieje możliwość przebywania dwóch grup, które po obejściu zagród wyznaczonymi trasami mogą posiedzieć przy ognisku w dwóch specjalnie wyznaczonych do tego celu miejscach. (dor)
reklama
reklama
|
reklama