Start Felieton Adamka Dać, nie dać?
Dać, nie dać? |
23.07.2013. Radio Elka, Jarek Adamek | ||||||||
Dyżurny reporter: 667 70 70 60 Uwaga! W felietonie prezentowane są prywatne poglądy Jarka Adamka. Jedni sobie zaczynają zaczesywać włosy na łysinę. Inni fundują sobie nowe zęby. Jeszcze inni nowe żony. Ja póki co zacząłem się intensywniej ruszać. Żeby wyprzedzić nieco upływający czas. Przyznaję, że aktywność fizyczna była dla mnie dotąd czynnością z pogranicza czarnej magii - to znaczy wierzyłem w jej prawdziwość, ale przezornie wolałem trzymać się z daleka. Poza momentami szaleństwa w czasach studenckich, kiedy to raz na miesiąc wyjeżdżałem w góry. Z Krakowa było blisko, poza tym nie były to żadne ekstrema typu jazda na nartach czy wspinaczka - ot, łaziłem niespiesznie po szlakach. Kiedy jednak stałem się osiadłym leszczyńskim mieszczaninem kulturę fizyczną dawkowałem sobie w o wiele bardziej racjonalnych dawkach - ruszałem nogami naciskając sprzęgło, hamulec i gaz, a zakres ćwiczeń mięśni rąk sprowadzał się do kciuka zmieniającego kanały telewizyjne. Aż do - jak zaznaczyłem na wstępie - przekroczenia bariery lat 40, zwanej potocznie „z górki”. Już wielokrotnie pisałem o wybuchu namiętności rowerowej, do tego dochodzi zamiłowanie do spacerów. Jednak wciąż są popularne wśród innych gatunki rekreacyjne, które jakoś nie budzą mojego zaufania. Pierwszy to bieganie. Wiem, że modne się zrobiło ostatnio strasznie. Widzę ilu moich znajomych biega. Mało tego - taki Marcin, nasz didżej to już maratończyk pełną gębą. Co rusz wzywa mnie do współzawodnictwa na takim jednym społecznościowym portalu, a ja za każdym razem dyskretnie udaję, że nie zauważam. Bieganie mnie nie kręci i tyle. Czy to kwestia tego, że się zadyszki dostaje, czy tego, że w obcisłych ciuchach wyglądam źle - tego nie wiem. A może po prostu jakoś tak nudno biec - jazda rowerem jest bardziej urozmaicona. Druga zaś dyscyplina, co to nie bardzo, to pływanie. Niby człowiek pływać umie. Nauczył się w dzieciństwie późnym metodą błędów i wypaczeń, bez żadnych kursów - ot, małpi wyczyn. Ale pływam na zasadzie ratowania się przed utonięciem. Wodę traktuję bardziej jako wygodną formę schłodzenia. Uwielbiam leżeć tuż przy brzegu i podziwiać dziewczyny w bikini. Tylko że wtedy zawsze przybiegają jacyś walnięci goście z Greenpeace i spychają mnie na głębinę. Mówiąc serio jednak zastanawiam się cały czas nad kwestią leszczyńskiej pływalni Akwawit. Jak pamiętacie, szefostwo tejże dało znać, że jest pod kreską i może będzie trzeba ją zamknąć, jak miasto nie pomoże finansowo. Przyznam się, że kiedy usłyszałem to pierwszy raz, to się lekko zbulwersowałem. - No jak? - pomyślałem - prywatna firma, w dodatku należąca do jednej z najbogatszych familii w Polsce i wyciąga rękę do takiego szarego podatnika jak ja (i pani, i pan)? To była pierwsza myśl, potem jednak trochę się zreflektowałem. No dobra - pomyślałem - najbogatsza rodzina ma tę pływalnię, ale pewnie nawet na niej nie była. Bo jak chce sobie popływać, to leci na Malediwy, a nie jedzie do Leszna. Tu się liczy efekt ekonomiczny, więc jak coś ciągnie firmę w dół, to się to coś odcina. Czyli jeśli uznają, że zamykają to zamkną. Bo mogą to zrobić i nie będzie sentymentów. Zwolnią ludzi i spuszczą wodę. Jasne, że będziemy protestować, słać listy i zajmować stanowiska. Już widzę, jak się przejmują. Można też utyskiwać, że ktoś tam mógł unowocześnić pływalnię, przebudować, dodać wodotrysków i innych takich. Pewnie ktoś mógł, ale ktoś musiałby wydać na to masę kasy. A ludzie kasę wydają zasadniczo po to, żeby na tym zarobić. Niestety baseny to niezbyt dochodowy biznes. Widać to po miastach, gdzie obiekty takie dopiero powstały. Co ciekawe, budują je nie firmy, ale samorządy. Czyli politycy, którzy w kampaniach wyborczych poobiecywali wyborcom, że będą baseny. Wygrali, więc spełniają obietnice, a potem z pieniędzy podatników dofinansowują działalność pływalni. I nawet się specjalnie nie dziwię - tak samo mniej więcej działają drogi, prawda? Przynajmniej gminne, za używanie których się nie płaci. Ale się je buduje, bo są potrzebne. Tak samo chyba jest z pływalniami - są po prostu potrzebne. Żeby dzieci umiały pływać, żeby dorośli mieli zdrowe to, co tam mają w środku i żeby redaktory po czterdziestce mogły oglądać dziewczyny w bikini. I nie bać się ekologów.
|
reklama
Najnowsze ogłoszenia DOM.ELKA.PL
|
reklama
reklama