Najlepsze pączki w mieście |
25.02.2014. Radio Elka | ||
Pączków mamy na pęczki, ale żeby rzeczywiście rozsmakować się w tym święcie, warto poszukać pączków specjalnych: tradycyjnych, robionych według starych receptur dziedziczonych z pokolenia na pokolenie. Takie pączki smaży się w leszczyńskiej Piekarni-Cukierni Ratajczak-Gawlicki. To rodzinna firma z tradycjami sięgającymi ponad 40 lat. Mieści się w znanej chyba każdemu leszczyniakowi kamienicy przy ul. Wolności. Zdobi ją szyld przedstawiający dwa lwy trzymające w łapach ukoronowanego precla i datę powstania firmy: 1970 rok. Stworzyło ją małżeństwo piekarzy: Anna i Bolesław Ratajczakowie. - Dziadkowie pochodzili spod Jarocina - opowiada Filip Gawlicki, przedstawiciel trzeciego pokolenia właścicieli, dziś dzierżący ster firmy. Pani Anna i pan Bolesław wspólne życie i własny biznes rozpoczęli w Dębowej Łęce, gdzie mieli pierwszą piekarnię, potem przenieśli się do Leszna i tu wydzierżawili zakład przy ul. Wolności. Mimo niełatwych dla „prywaciarzy” czasów Polski Ludowej piekarnia małżeństwa Ratajczaków odniosła sukces. Po kilkunastu latach w 1984 roku przejęła ją ich córka Małgorzata oraz jej świeżo poślubiony mąż Andrzej Gawlicki. - Babcia powiedziała „Andrzej - rządź” - uśmiecha się Filip Gawlicki. Wkrótce potem skończyła się Polska Ludowa i zaczęły się czasy wolnego rynku i bezwzględnej konkurencji, w której rodzinna firma znów sobie całkiem dobrze poradziła. - Opowiadano mi, że kolejki po chleb ustawiały się aż do Rynku - mówi pan Filip. On sam w piekarni się praktycznie wychował. - Babcia przyprowadzała mnie tu prosto z przedszkola, a czasami zamiast przedszkola - opowiada. Czy to geny, czy przesycający dzieciństwo zapach chleba sprawiły, że pokochał piekarski fach i pozostał mu wierny, a cztery lata temu przejął od rodziców kierowanie firmą. Tradycja. To słowo Filip Gawlicki powtarza najczęściej. - Tradycyjne produkty smakują i staremu, i młodemu - stwierdza z przekonaniem. Przykładem jest najpopularniejszy, zwyczajny chleb, zwany mazowieckim. Jego receptura nie zmieniła się od czasów Anny i Bolesława Ratajczaków. - Zawsze na tym samym zakwasie, z tego samego, murowanego pieca - mówi młody właściciel. Piec stojący od dziesięcioleci w zakładzie to szczególny powód do dumy. Dzielnie broni się się przed nowoczesnymi, skomputeryzowanymi „maszynami do pieczenia”. A co najważniejsze, wyjmowane z niego wypieki smakują klientom o wiele bardziej niż masówka z półproduktowego ciasta, sprzedawana w supermarketach. O przewadze tradycyjnego pieca świadczy też to, że od pewnego czasu piekarnia Ratajczak-Gawlicki znów wypieka w nim bułki - te zwykłe, pszenne, najlepsze. Co nie znaczy bynajmniej, że nie ma miejsca na nowości. Co kilka miesięcy na półkach sklepu pojawia się nowy rodzaj chleba. - To pasja taty - opowiada pan Filip - uwielbia eksperymentować i szukać nowych smaków. Wiele z nich znalazło uznanie klienteli i na stałe weszło do asortymentu. Tak stało się na przykład z chlebem „Mnich” albo wiejskim chlebem na zakwasie, sprzedawanym w unikalny sposób: „na skibki”, zwane w innych częściach Polski kromkami lub pajdami. Poza chlebem czy bułkami firma przy ul. Wolności słynie też ze słodkich wypieków. Zwłaszcza placka „na młodziach”, czyli drożdżowego. Niewyszukane na pozór ciasto jest od lat przebojem, po który ludzie przyjeżdżają z całego Leszna i okolicy. - Wielu pyta, jak to robimy, że jest cały czas niezmienne dobry - śmieje się Gawlicki, jednak jak na prawdziwego mistrza przystało, przepisu nie chce zdradzić. Inne znane słodkości to drożdżówki, słodkie bułki, chlebki tureckie i rogaliki. Są jednak dwie okazje w roku, kiedy w piekarni ogłaszany jest alarm zwany w marynarce wojennej „Wszystkie ręce na pokład”. Pierwsza to 11 listopada. Cała Wielkopolska obchodzi wtedy święto patrona Poznania św. Marcina i zajada się rogalami. W firmie Ratajczak-Gawlicki drożdżowe rogale z ciemnym makiem stanowią w tym czasie nawet 80 procent całej produkcji. I schodzi „na pniu”. Drugim „szczytem” jest właśnie Tłusty Czwartek. Cała obsada firmy łącznie z rodziną pracuje wtedy non stop przez prawie całą dobę, smażąc pączki. - Ciasto wyrabia się według tradycyjnej receptury, obowiązkowo na spirytusie - opowiada pan Filip. Dlaczego to takie ważne? Podobno dziś chemia czyni cuda i są zamienniki - tańsze i łatwiejsze w stosowaniu, być może i znakomicie oddające smak, ale... No właśnie - to małe „ale” sprawia, że do ciasta idzie dobry, stary spirytus, a nie efekt laboratoryjnej syntezy. Nadzieniem pączków są zaś powidła śliwkowe, a na wierzch idzie słodki lukier. Smakosze mogą też spróbować innych wariantów, na przykład pączków z budyniem lub nadzieniem rumowym, oblewanych czekoladą. Wszystko musi być świeże i trafić jak najszybciej trafić do klienta. Dlatego właśnie konieczność pracy przez prawie cały Tłusty Czwartek. - Mamy stałą łączność ze sklepami i wciąż dowozimy nowe partie - mówi Filip Gawlicki - nie możemy pozwolić sobie na to, żeby nasmażyć „na zapas” i zapełnić magazyny, troskę o świeżość zostawiając sztucznym konserwantom. Warto więc z wdzięcznością pomyśleć o pracy piekarzy i cukiernikom, dzięki którym nasz Tłusty Czwartek będzie prawdziwym świętem smakoszy. Niektórzy mówią, że jeśli ktoś w Tłusty Czwartek nie zje ani jednego pączka, temu w dalszym życiu nie będzie się wiodło. Może to i przesąd, ale zupełnie nieszkodliwy. Zwłaszcza kiedy zje się pączka od Ratajczaka-Gawlickiego - firmy dla której „tradycja” to o wiele więcej niż reklamowe hasło. Produkty Piekarni-Cukierni Ratajczak-Gawlicki można kupić w siedzibie firmy przy ul. Wolności w Lesznie oraz firmowych sklepach: NETTO na os. Zamenhofa, przy Dworcu PKS oraz niedawno otwartym centrum handlowym przy u. Korcza. |
reklama
Najnowsze ogłoszenia DOM.ELKA.PL
|
reklama
reklama