Rozważania przy zbieraniu grzybów

Męczą i męczą od tygodni, co ja mówię - miesięcy: moi rosyjscy znajomi przysyłali już w lipcu zdjęcia z puszcz pod Tułą czy Riazaniem. W końcu nie wytrzymałem tej presji otoczenia i sam na grzyby się wybrałem. Niedaleko, tuż pod miasto. W dwie godziny nazbierałem pół wiaderka - wynik, przy którym każdy grzybiarz tylko parsknie, ale zawsze więcej to niż nic. No i z zapasem wyrobiłem dzienną normę pięciu tysięcy kroków, która podobno dla panów w pewnym wieku jest obowiązkowa. Inna rzecz, że obecna sytuacja drogowo-remontowa znacznie wyrabianiu normy sprzyja.

Podczas tego całego łażenia poczyniłem jednak także obserwację zupełnie innego rodzaju. Otóż albo mi się wydaje, albo faktycznie w naszych podleszczyńskich lasach jest mniej… śmieci. Jeszcze kilka lat temu co chwila właził człowiek a to na jakieś opony, a to na wyszczerbioną muszlę klozetową, a to przynajmniej na jakieś porozdzierane worki z wysypującą się zawartością. Tymczasem śmieci widziałem zdecydowanie mniej. Nie, że nie było ich wcale, ale były to też śmieci dość specyficzne: te tuż przy drodze świadczyły o tym, że zmotoryzowani oddawali się jakiejś konsumpcji, a potem opakowanie poszło za okno, względnie konsumpcja odbywała się już w lesie, po zjechaniu z drogi - z podobnym dla opakowań skutkiem. Jednak już nie natknąłem się na wywiezione z premedytacją w las, przyczepą albo w bagażniku ilości hurtowe.

Oczywiście chciałbym wierzyć, że naród nam po prostu sporządniał i dojrzał do przekonania, że natura jest fajna, a jej zanieczyszczanie niefajne. To byłoby cudowne, ale niestety cudów nie ma. Jest za to podatek śmieciowy. Tak, ta opłata, którą nam kilka lat temu wprowadzono, którą w naszej pięknej Ojczyźnie płaci każdy, kto gdzieś mieszka i śmieci wytwarza. Opłata nie ma nic wspólnego z tym, ile śmieci się wytwarza, płaci ją każdy, od niemowlaka po bezzębnego starca. I po prostu nie opłaca się wywozić śmieci do lasu - po co mielibyśmy to robić, skoro i tak musimy za śmieci płacić, nawet jeśli ich nie wywiezie śmieciarka na wysypisko?

No a teraz opłata wzrośnie o sto procent. 24 złote od osoby na miesiąc. Czyli 288 złotych za rok. Czyli dla statystycznej, czteroosobowej rodziny 1152 złote na rok. No trochę dużo. Już słyszałem głosy oburzenia: przyjdzie nam znów do lasu wywozić! Tylko że jak się wcześniej nie opłacało, tak teraz nie będzie się opłacać dwa razy więcej. Dla lasu to w sumie dobrze, tylko że… No właśnie.

Dlaczego tak bardzo rośnie ten podatek? Komunalny Związek Gmin Regionu Leszczyńskiego, który sprawami śmieciowymi się zajmuje, tłumaczy, że rosną po prostu koszty. Zwłaszcza koszty odbioru i zagospodarowania odpadów. I teraz to najlepsze. Bo KZGRL jeszcze nie przeprowadził przetargu na te usługi. Pierwszy, który ogłosili, musieli unieważnić, bo oferty były za drogie. Gdyby przyjęto tę najtańszą, podatek musiałby wynieść 30 złotych od osoby. Czy w drugim będzie taniej? Jeszcze mała ciekawostka - nasi Szanowni Prawodawcy zmienili zasady zagospodarowania odpadów. Nie będą one już musiały trafiać do zakładu w Trzebani. To znaczy będą mogły, o ile firma, która wygra przetarg, będzie do Trzebani wozić. Ale przetarg może wygrać też firma, która zawiezie je do zupełnie innego zakładu zagospodarowania, nawet na drugim końcu Polski. Da najniższą cenę i wygrywa. I nikomu nic do tego, gdzie zawiezie. I naprawdę bardzo, ale to bardzo chcę wierzyć, że będzie je wozić do jakiejś bardzo nowoczesnej instalacji. A nie do jakiejś bardzo łatwopalnej. Albo do wielkiej dziury w ziemi. Albo do lasu. Bo o to w końcu chodziło, żeby śmieci w lesie nie było, prawda?