Płacz i płać, nieszczęśniku

Bo oczywiście MPEC nie tylko mieszkania ogrzewa tym szczęściarzom, którzy są do niego podłączeni, ale także bardzo wiele miejskich instytucji samorządowych. Więc pewnie od czasu do czasu i ja z niego skorzystam, siedząc na sesji Rady Miejskiej albo u dziecka na wywiadówce, lub kiedy będę musiał jakieś urzędowe sprawy załatwiać. No, chyba że wywieszą na drzwiach biura kartkę „wchodzić z własną farelką”. Ale to raczej nie nastąpi, z przyczyn oczywistych. Miasto musi brać to ciepło i za nie płacić, ile by nie kosztowało. Bo to miejska spółka owo ciepło wytwarza i dostarcza. Zresztą nawet prezesi spółdzielni mieszkaniowych z usług MPECu nie zrezygnują - sami to przyznali, kiedy z nimi rozmawiałem. Bo, po pierwsze, w ostatnich latach spółdzielnie inwestowały w te wymiennikownie i inne ustrojstwa, więc pieniądze poszłyby w błoto, w dodatku zamarznięte, po drugie zmiana źródeł ciepła na przykład na gazowe oznaczałaby, że trzeba znowu wydawać garściami nowe pieniądze, oczywiście wyjęte z kieszeni spółdzielców. Abstrahując już od tego, że wcale nie wiadomo, czy by mogli te gazowe montować - przypominam bowiem, że ostatnio w naszym regionie podłączanie do gazu łatwe nie jest.

No i oczywiście gaz też podrożeje. I prąd też. Że o węglu i drewnie nie wspomnę. Już mi się nie chce eksploatować starego żartu, że kiedy politycy obiecują nam drogi, to na pewno chodzi o drogi prąd i gaz… Ale tak właśnie będzie, a właściwie już się tak dzieje. I żeby nie było, że to wina tylko naszych polityków. Od stycznia ceny gazu w całej Europie wzrosły o ponad 170 procent, a energii elektrycznej jeszcze więcej. Co zresztą nie powinno dziwić, bo większość prądu w Europie produkuje się właśnie z gazu. No, oczywiście nie tylko, bo na przykład także z wiatru, ale jak ostatnio się dowiedziałem, na Morzu Północnym, gdzie roi się od farm wiatrowych, mają flautę i całą zieloną energię szlag trafił. Zachód więc czeka na Nord Stream 2 jak na zlitowanie boskie. I o to pewnie chodzi.

Oczywiście zawsze można coś tam oszczędzić, nie odkręcając kaloryfera tak mocno, jak poprzedniej zimy, kąpiąc się szybciej i owijając ciaśniej kocykiem. Niby tak. Ale zapewne zauważyliście wszyscy pewną prawidłowość. Od lat kupujemy energooszczędne żarówki, lodówki z klasą energetyczną AAA+ i pralki reklamowane jako takie, że chodzą właściwie nie na prąd, ale na grawitację. I czy z tego powodu kiedykolwiek zapłaciliście niższe rachunki za prąd? No bo ja nie. Bo choć zużycie jest mniejsze, firmom energetycznym bilans musi się zgadzać. Podobnie będzie i z MPECem: możecie sobie wykonać szereg obliczeń, z których wyjdzie wam, że taniej niż płacić za ciepło wyjdzie wam wyjechać na całą zimę na Karaiby. Kiedy wrócicie, będzie na was czekać stos rachunków do zapłacenia. Oczywiście w pełni uzasadnionych. Bo przecież miejska spółka upaść nie może. Jest na to nawet podstawa naukowa, tak zwane Twierdzenie Ginsberga: 1. Nie możesz wygrać. 2. Nie możesz zremisować. 3. Nie możesz nawet wycofać się z gry.