Mecze kawalerów z żonatymi to już krzycka tradycja - co roku w Niedzielę Wielkanocną, po sutym śniadaniu panowie zrzucali kalorie na boisku, grając w piłkę, a towarzyszące im rodziny oczywiście kibicowały, również odpoczywając od rozkoszy podniebienia. W tym roku jednak doszło do dużych zmian. Boisko w Krzycku wyłączono z użytkowania, dlatego impreza przeniosła się pod salę wiejską,
gdzie warunków do gry w piłkę nie ma. Jest za to betonowe boisko do koszykówki - mecz więc rozegrano w tę dyscyplinę. Drugą poważną zmianą jest emancypacja płci pięknej - mieszkanki wsi także postanowiły się zmierzyć w układzie panny-mężatki. Wybrały jedną z wdzięczniejszych gier zespołowych, znaną każdemu z podstawówki, czyli dwa ognie.
O 13.00 przy pięknej słonecznej pogodzie na boisko wyszli panowie. Żonaci, którzy w ostatnich latach regularnie brali w skórę od kawalerów ostrzyli sobie zęby na rewanż.
Trenowaliśmy od tygodnia - mówili podczas przedmeczowej rozgrzewki. Kawalerowie czasu na zgrywanie się nie mieli, jednak jakby nie było koszykówki uczą w każdej szkole, więc byli na bieżąco. Wyszło to na jaw już podczas meczu - młodość tryumfowała, a celne rzuty za trzy punkty szybko dały przewagę kawalerom. Do przerwy wprawdzie różnica wynosiła tylko pięć punktów, jednak w drugiej połowie dystans się powiększał, a odważne i pomysłowe ataki żonatych spotykały się ze skutecznymi ripostami kawalerów. Ostateczny wynik meczu 27:18 dopisał kawalerom kolejne zwycięstwo do prowadzonej od lat rywalizacji.
Po zakończeniu tego meczu na boisko wyszły kobiety, także w strojach reprezentacyjnych: panny w zielonych, panie w czerwonych. Mimo że koszykówka uważana jest za sport dynamiczny, prędkość rozgrywki w dwa ognie była wręcz błyskawiczna. Panny szybko wyeliminowały z gry całą drużynę mężatek, więcej kłopotu miały tylko z ich „matką”, która jednak mimo zażartej walki musiała ulec. Tak więc oba puchary - i za koszykówkę, i za dwa ognie trafiły do młodej i wolnej części wiejskiej społeczności - oczywiście tylko na rok. (jad)