Benedyktynka, czyli nalewka produkowana przez mnichów ma długą historię, sięgającą XVI wieku. Stworzył ją włoski benedyktyn Bernardo Vincelli jako lek na malarię.
Czy pomagała na tę chorobę nie wiadomo - uśmiecha się o. Patryk Ostrzyżek -
wiadomo, że wkrótce jej sława rozeszła się po całej Europie, a likier trafił na dwory panujących. Recepturę modyfikowano przez wieki w zależności od klasztoru, lokalnych warunków i dostępności ziół.
Jak trafiła do Lubinia? O. Patryk
jest tu dość tajemniczy, ale, jak mówi, tajemnicą była sama nalewka.
Recepturę otrzymał od poprzedników jeden z naszych ojców - mówi -
my o niej słyszeliśmy od gości, którzy odwiedzając klasztor chwalili się, że zostali nią poczęstowani. Podobno przed laty benedyktynkę zaaplikowano jednemu z mnichów cierpiącemu na dolegliwości żołądkowe, po czym w klasztorze wybuchła epidemia; objawy ustąpiły jak ręką odjął, gdy leczący ojciec zmienił nalewkę na konwencjonalne leki...
Z podziemia wyciągnięto ją kilka lat temu, gdy mnisi postanowili znaleźć nowy sposób na wspomożenie klasztornego budżetu. Nie było to takie proste, także ze względu na specyfikę mikstury.
Jest na alkoholu - mówi zakonnik -
baliśmy się, jak zostanie to przyjęte przez społeczeństwo, w którym tak wiele osób ma problem alkoholowy. Sprawa oparła się nawet o teologów moralnych, którzy wydali ostatecznie pozytywną opinię i mnisi postanowili zaryzykować.
W ten sposób o. Patryk wszedł w posiadanie receptury.
Przekazał mi ją ów starszy współbrat - powiedział -
teraz znamy ją tylko my dwaj. Przepis oczywiście był tylko fundamentem obecnej nalewki. Po wielu konsultacjach ze smakoszami i koneserami wypracowano dwie wersje benedyktynki: słabszą i bardziej słodką, oraz wytrawną, mocniejszą, sprzedawaną o ozdobnych butelkach. Ta druga właśnie wygrała konwent w Kazimierzu nad Wisłą, dając o. Partykowi tytuł Mistrza Polskich Nalewek w kategorii nalewek z akcyzą, czyli sprzedawanych w sklepach.
Byłem zupełnie zaskoczony - przyznaje zakonnik -
nasza nalewka wygrała z kilkunastoma produktami najlepszych polskich wytwórni. Sukces nie uderzył mnichom do głowy. O. Patryk, stojący na czele spółki produkującej nalewkę - tylko w ten sposób można ją w klasztorze wytwarzać - nie zamierza zwiększać produkcji czy rozszerzać sieci dystrybucji. Przyznaje wprawdzie, że myśli nad nowymi odmianami, ale to też na razie tajemnica. Mnich podkreśla jedno - benedyktynka to przede wszystkim lekarstwo.
A że smaczne - rozkłada ręce -
w naszej regule zakonnej św. Benedykt nam nakazuje, żebyśmy robili wszystko jak najlepiej i na chwałę Bożą. (jad)