Książka „Moja wojna” to wspomnienia byłego dowódcy wojsk lądowych gen. Waldemara Skrzypczaka, który musiał zdjąć mundur po konflikcie z Ministrem Obrony Narodowej Bogdanem Klichem. Generał opisuje w niej swoje życie i karierę, nie kryje przekonań i z podziwu godną śmiałością chłoszcze swoich dawnych przełożonych, przede wszystkim wojskowych.
Generał Skrzypczak był także dowódcą 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej, w skład
której wchodzi 69 Leszczyński Pułk Przeciwlotniczy. O naszej jednostce w książce nie ma ani słowa, jest za to bardzo ciepły passus poświęcony Wschowie, a właściwie tamtejszemu powiatowi i staroście. Były szef wojsk lądowych ujawnia bowiem, że właśnie tam pojawiło się upodobanie wojskowych do jednego gatunku… wódki.
Kiedy zostałem dowódcą 11 Dywizji przyjechał do mnie starosta Wschowy - pisze generał -
mieli tam zdewastowane lotnisko po armii sowieckiej. Prosił, żebyśmy pomogli wyburzyć ten bałagan. I ten starosta zaprosił mnie potem na imprezę dziękczynną. Był stół w lesie. Na nim wszystko. Bizancjum dosłownie. I wódka, której nie znałem - Dębowa. Tutaj robiona, w Siedlcach koło Wschowy. Tak naprawdę chodzi o Siedlec koło Wolsztyna, ale to już szczegół.
Skrzypczak pisze, że tak zachwycił się alkoholem, że stał się on niemal oficjalnym trunkiem całej dywizji, a potem wojsk lądowych. Wódka była niezwykle ceniona także podczas misji - butelka na przykład była nagrodą dla żołnierza, który w Iraku zdobył szczególnie cenny, zabytkowy model broni.
Marek Kozaczek przyznaje, że wspomnień Skrzypczaka jeszcze nie czytał. Nic dziwnego, książka jest bardzo świeża - o wschowskim akcencie dowiedział się od nas.
Cieszę się, że ma tak dobre wspomnienia ze współpracy z naszym samorządem - powiedział Radiu Elka starosta. Zaznacza przy tym, że wojsko pomogło w rozwiązaniu jednego z najpoważniejszych problemów, czyli dawnych koszar na lotnisku Łysiny.
Saperzy wysadzili je w powietrze - mówi -
pozostały gruz wykorzystaliśmy do utwardzenia dróg. W podziękowaniu samorząd obdarował poczet sztabowy saperów szablami. Co do bizantyjskiej, jak pisze Skrzypczak, imprezy w lesie Marek Kozaczek przyznaje, że spotkanie towarzyskie po pracy się odbyło, ale dokładnego menu nie pamięta.
Myślę, że nie ma nic zdrożnego w tym, że chcieliśmy podziękować wojskowym także w ten sposób - wyjaśnia starosta. (jad)