Start Felieton Adamka Taki gówniany temat
Taki gówniany temat |
18.06.2014. Radio Elka, Jarek Adamek | ||||||||
Dyżurny reporter: 667 70 70 60 Jeżeli więc ktoś czyta przy jedzeniu, niech nie je. Albo nie czyta. Temat może drażnić zmysły, ale jest niestety tak naturalny jak mało co w życiu. Postaram się być łagodnym. No więc idziemy sobie do kibelka, siadamy z gazetką czy książką, a perystaltyka robi swoje. Spłukujemy temat i pozostawiamy go za sobą. Jeśli jestem wyjątkowo życzliwie nastawiony do świata, używam jeszcze odświeżacza powietrza. Tymczasem temat ma swój ciąg dalszy. O wiele dalszy niż nam się to wydaje. Sięga aż pod Wschowę. Szczerze mówiąc sam nie zdawałem sobie z tego sprawy. Owszem - wiedziałem mniej więcej, jaka jest droga wymienionej już kupy od (że tak powiem) nadawcy. W naszym MPWiKu mają nieźle rozwinięty dział edukacji i mi to ładnie wytłumaczyli. Że z muszli do kanalizacji i dalej na oczyszczalnię w Henrykowie. Tam ścieki przepuszcza się przez różne ustrojstwa, sita, reaktory i baseny; działają jakieś glony, rozwielitki i sam pan prezes Kucharski wie co jeszcze. Magia po prostu. W efekcie tej magii powstaje mniej więcej czysta woda, która płynie do Bałtyku oraz - uwaga, to ważne - osad suchy. Czyli to, czego ani glony, ani rozwielitki nie dały rady zjeść. I tu się zaczynają schody. Bo ów osad, jak się okazuje, trafia pod Wschowę, na pola. Tak w naszym kochanym teoretycznie istniejącym państwie (Sienkiewicz się kłania, ten młodszy) załatwia się sprawę pozostałości po kupach. Nawozi się pola. Są ludzie, którzy na tym niezły interes robią, bo im się płaci za to, że nas od tego uwalniają. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że osad bynajmniej fiołkami nie pachnie. Mówiąc wprost, śmierdzi. Czasem wręcz śmierdzi potwornie, jak mi to ostatnio powiedziała pewna miła starsza pani w Dębowej Łęce. W sobotę wybrałem się tam, żeby posłuchać jak mieszkańcy kłócą się ze wschowskim burmistrzem. Bo oto nasz dobrodziej, który uwalnia nas od resztek przemiany materii, dowozi je na pola pod Dębową Łęką. Pola są jego, więc może. Ino że fetorek się na miedzy nie zatrzymuje. Podobny problem od wieków ma sąsiednia wioska, czyli Osowa Sień, sprawy więc idą już tam na ostro. Nie będę wnikał w racje i oś sporu. Ale sporo racji chyba ma burmistrz mówiący o - łagodnie mówiąc - dość nieudolnym prawie. I że dopóki się ono nie zmieni, dopóty problem będzie śmierdział - jak nie tam, to gdzie indziej. Niby technologie są - kompostownie czy tam spalarnie. I właściwie można by je wdrożyć, choć niestety kosztują. Ja wiem, że to kosztuje i że spalarni to nikt nie chce po sąsiedzku. Ale kompostownię? Podobno piękny nawóz wychodzi z tego i całkiem miły dla nosa. Można pelargonie nawozić w doniczkach. Tylko trzeba by zmusić firmy wod-kan, żeby pobudowały coś takiego. Zmieniając prawo: przepisy, ustawy, rozporządzenia. Trzeba więc dotrzeć do odpowiednich ludzi i ich przekonać. Być może wziąć do jakiejś dobrej restauracji w stolicy. No ja wiem, że teraz będą się bali chodzić. Ale tylko przez najbliższe dwa tygodnie, potem przywykną. Powiem wam, że nawet sam bym zaprosił i pogadał, niechby mnie tam nawet nagrali. Bo jakoś straszny dyskomfort czuję, gdy udaję się na poranne posiedzenie.
|
reklama
Najnowsze ogłoszenia DOM.ELKA.PL
|
reklama
reklama