Szczepić się czy nie szczepić?

Bo w końcu mamy już szczepionkę. Mało tego - nie tylko mamy, ale i używamy, szczepimy. Na razie co prawda tylko medyków, ale zawsze. Wiem, wiem: zaraz mi tu ktoś wyjedzie z tym „personelem niemedycznym”, co to się w Warszawie szczepił, ale ja nie o tym. I nie o tym, czy faktycznie w tym zastrzyku są jakieś chipy od Billa Gatesa. Bo choćby nawet i były, to powiem Państwu szczerze, że nawet mi schlebia, że taki Bill Gates chciałby sterować takim Adamkiem albo się nim w ogóle interesować. Pomijając już fakt, że Wielcy Magowie Technologii i tak dostają od nas taką masę informacji, i tak nami mogą sterować, i to na naszą własną prośbę, wyrażoną choćby przy okazji kupna smartfona i założenia profilu na facebooku.

Niedawno mój serdeczny przyjaciel, który jest najprawdziwszym nerdem, dał mi półgodzinny wykład na temat owej szczepionki. Bo, przyznaję, jako technologiczny głąb jakoś się nie zastanawiałem, czym te preparaty naprawdę są. Dopiero od niego usłyszałem, jak to jest sprytnie pomyślane. Że nie ma tam ani odrobiny samego wirusa, jak to miało miejsce w przypadku wcześniejszych szczepionek na, na przykład, ospę albo wściekliznę. Bo zapewne wiedzą Państwo, że już w XVIII wieku zaczęto szczepić na ospę - ospę prawdziwą, czyli czarną. Pobierano płyn z pęcherzy osób, które chorobę przechodzą łagodniej od innych i wcierano w skórę zdrowych osób. Układ odpornościowy człowieka łatwiej radził sobie ze słabszym wirusem, wytwarzając przeciwciała, które zabezpieczały przed właściwym zarażeniem. Jednym z zaszczepionych z sukcesem był niejaki Edward Jenner, który gdy dorósł, udoskonalił metodę, podając pacjentom ropę osoby zarażonej tak zwaną „krowianką”, czyli łagodniejszą wersją ospy pochodzącą właśnie od krów. Nie używał zresztą do tego strzykawki i igły, tylko wcierał ropę w nacięcie na skórze. Metoda wytwarzania odporności poprzez podawanie wirusa jest zresztą jeszcze starsza - w X wieku chińscy lekarze zalecali wdychanie proszku zrobionego ze strupów chorych. Przepraszam, jeśli ktoś to czyta przy jedzeniu, ale to naprawdę fascynujące.

Wracajmy do naszej nowej szczepionki - jak mi wyjaśnił kolega-nerd, tym razem nie ma w niej żadnego wirusa: ani osłabionego, ani podobnego, ani nawet we fragmencie. Nie ma go w ogóle. Jest tam tylko - jeśli dobrze kolegę zrozumiałem - genetyczna „instrukcja obsługi”, informująca organizm, jakie przeciwciała ma wytworzyć, żeby odeprzeć ewentualny atak. Wybaczcie, że nie rozwijam tematu - kolega mówił dużo, ale zrozumiałem niewiele, może jeszcze to, że ludzie, którzy taką konstrukcję wymyślili, powinni dostać Nobla. Pożyjemy, zobaczymy.

Ja wiem, że to także główne hasło tych, którzy są sceptyczni wobec szczepionki. Że właśnie należy pożyć i zobaczyć, a nie szczepić się tak szybko. Bo faktycznie, tempo opracowania specyfiku jest imponujące. To zaledwie kilka miesięcy, podczas gdy preparaty medyczne testuje się po kilka a nawet kilkanaście lat. I wcale nie wiemy, jak się w takiej kilkunastoletniej perspektywie owa szczepionka zachowywać będzie. Nie wiem, nie znam się, nie jestem też chyba tak głupi, żeby takie argumenty z góry odrzucać. Może i trzeba kilkunastu lat. Ale na litość boską - nie wyobrażam sobie, że przez te kilkanaście lat będę chodził w maseczce na twarzy i unikał „misiaczków” ze znajomymi. Że już nie wspomnę o zamkniętych przez kilkanaście lat barach i restauracjach. Dlatego, choć pewnie mało kogo to obchodzi, zapowiadam, że dam się zaszczepić „w pierwszym możliwym terminie”.

Choć teraz właśnie sobie uświadomiłem jedną rzecz. Nie jestem medykiem ani aktorem. Nie jestem emerytem, policjantem, żołnierzem ani nauczycielem. Nie należę do żadnej grupy na przodzie listy - wręcz przeciwnie, znajduję się raczej gdzieś w dolnych partiach drugiej połowy 35-milionowej populacji. A biorąc pod uwagę tempo szczepień w naszej kochanej Ojczyźnie całkiem niewykluczone, że dostanę zastrzyk wtedy, kiedy już wszystko będzie jasne.

P.S. Zapraszam do posłuchania w piątek o 10.15 rozmowy w Radiu Elka z Łukaszem Kasprzakiem z leszczyńskiego szpitala - porozmawiamy właśnie o szczepionce na COVID-19.