Proces między byłym SB-kiem a historykiem toczy się od kilku miesięcy. Szafrański pozwał Handkego za poświęcenie mu miejsca w monografii leszczyńskiej Solidarności i opisanie jego udziału w rozpracowywaniu Bronisława Lachowicza. Dziś, podczas kolejnej rozprawy obie strony odniosły się do zeznań złożonych przez świadków na poprzednich rozprawach oraz do
dokumentów z zasobów Instytutu Pamięci Narodowej.
Wojciech Szafrański po raz kolejny zapewniał, że nie znał złego stanu zdrowia żony Bronisława Lachowicza, nie mógł więc przeciągać jego przesłuchania tak, by ten nie zdążył zobaczyć się z umierającą kobietą. Zaprzeczył też temu, że poświęcał Lachowiczowi uwagę poza tą sprawą.
Po podpisaniu lojalki pan Lachowicz przestał być dla nas użyteczny, bo był “spalony” w środowisku - mówił były funkcjonariusz.
Waldemar Handke pokreślał, że ani dokumenty, ani zeznania świadków nie potwierdziły relacji Szafrańskiego. Teza o nieprzydatności Lachowicza była również fałszywa - pokazały to choćby raporty SB o obserwacji pogrzebu jego żony. Handke zaprotestował też przeciw insynuacjom na temat jego osoby.
To nieprawda, że zostałem zwolniony z pracy w IPN-ie za złamanie prawa - mówił historyk -
insynuacją są też uwagi na temat historii mojej rodziny. Zdaniem Szafrańskiego przodkowie Waldemara Handke mieli służyć w Wehrmachcie.
Zabolało - rzucił ze swojej ławki były funkcjonariusz. Ta uwaga wywołała ostrą wymianę zdań, którą sędzia Małgorzata Ławecka - Skóra przerwała, grożąc Szafrańskiemu grzywną.
Sąd planował wydać wyrok w tej sprawie już dziś, jednak w ostatniej chwili Wojciech Szafrański podniósł jeszcze jedną sprawę. Zarzucił mianowicie Handkemu naruszenie ustawy o danych osobowych poprzez opublikowanie w książce jego życiorysu. Sąd musi rozpatrzyć ten wątek i publikację wyroku zapowiedziano na 2 listopada. (jad/tekst i foto)