Trzydzieści lat na scenie - rozmowa z Urszulą |
22.03.2014. Radio Elka | ||||||||||||||||||||
Dyżurny reporter: 667 70 70 60 Jak ja nie znoszę takich kobiet! Cokolwiek na siebie założy, zawsze wygląda świetnie, nieważne czy jest w sukni, czy w wytartych dżinsach i koszulce… (śmiech) Rozumiem, bo często też tak mówię, jak widzę inne dziewczyny, tak że się nie przejmuj…. Jak to robisz, że zawsze doskonale wyglądasz? Nie mam na to żadnej odpowiedzi, ale przyjmuje komplement. Jest mi naprawdę bardzo miło. Jesteś ponad trzydzieści lat na scenie, z przerwami wprawdzie, ale zawsze te powroty były mocne i z sukcesem. W latach 80-tych, 90-tych, kiedy zaczynałaś, okoliczności społeczne były chyba lepsze, żeby zaistnieć, pokazać się na scenie. Dzisiaj trudniej się wybić. Mamy wielu artystów jednego przeboju. Czy ty masz jakiś przepis na to “trwanie” i w ogóle na sukces? Faktem jest, że to był dobry moment na rozpoczęcie takiej “działalności” - mówię o muzykowaniu, ponieważ rzeczywiście tych zespołów, wykonawców było dużo mniej. A jedyną, moim zdaniem receptą, jest nie poddawanie się. Trzeba cały czas grać. Ja, owszem, jestem nazywana specjalistką od powrotów, ale to są powroty takie bardziej wydawnicze, ponieważ na scenie jestem nieprzerwanie przez te trzydzieści parę lat, nie miałam żadnej przerwy w koncertowaniu. Myślę, że to jest najlepszy sposób, żeby cały czas być na bieżąco. Jak nie gramy czasami dwa miesiące, w zimie na przykład, to później wchodząc na scenę, czujemy się trochę nieswojo i trzeba się znowu aklimatyzować. A kiedy się nieprzetrwanie jest, istnieje, to wtedy jest dużo łatwiej. Te trzydzieści lat to w pewnym sensie przekrój przez społeczeństwo, ustrój, podejście do muzyki, do kultury. Czujesz tę różnicę? Trzeba, myślę, mieć otwartą głowę, w ogóle być otwartym na to, co dzieje się dookoła, a głównie na muzykę. Nie zamykać się na jakimś wyznaczonym torze. Ale też nie zmieniać się zupełnie, bo coś jest niemodne. Gdybym na przykład zmieniła styl śpiewania, to może byłabym niewiarygodna. Myślę, że trzeba znaleźć złoty środek, co nie jest proste, a mi się to udało. I to zdaje egzamin. Ten złoty środek, który wypracowałaś ma coś wspólnego z tym, co się teraz dzieje na rynku muzycznym? Trzeba pójść na kompromisy? Inaczej podejść do publiczności, która zmieniła wymagania? Chyba nie. Mamy swoją publiczność, wierną od lat, przybywają nowi fani. Myślę, że nie ma na to prostej recepty. Przyznałaś kiedyś, że te trzydzieści lat to czas największej kreatywności, ale też bardzo dużego doświadczenia muzycznego. Czego cię nauczyły te lata? Muzyka to jedno, ale też trzeba umieć czekać. Są okresy, kiedy firma fonograficzna nie do końca rozumie, że taką, a nie inną muzykę chcesz grać. Może trochę trzeba się “ułożyć” z samym sobą i odbiorcami. W tej chwili mam chyba na tyle dobry moment, że wraca moda na lata 80-te, więc któż, jak nie ja! W związku z tym nagraliśmy płytę z moimi starymi przebojami, jeszcze z czasów Budki Suflera, ale z muzykami, którzy teraz ze mną grają. Aranżacje są niemalże te same, ponieważ wiemy z doświadczenia, że ludzie przyzwyczajają się do starych wersji piosenek, ale nagrane w dobrym studio, lepiej technicznie i dlatego nabierają nowego wyrazu. Ta płyta pojawi się mam nadzieję na początku lata, może nawet późną wiosną... Wspomniałaś Budkę Suflera, chłopaki przeszli na emeryturę. Zakręciła ci się łezka w oku? Szczerze mówiąc, do końca w to nie wierzę. Oczywiście są zmęczeni, ale myślę, że dopóki będą mogli, dopóki publiczność będzie chciała ich słuchać, dopóty będą się dawali namówić na jakieś ekskluzywne koncerty. Rozumiem, że ty nie jesteś jeszcze zmęczona tymi trzydziestoma latami, tym, co się dzieje na rynku. Różnie bywa, nie mówię, że nie mam momentów zwątpienia, ale daje radę. fot. Arek Wojciechowski Twoja muzyka to przykrój wszystkich emocji - od smutku, miłości, przez fiołki w głowie, aż do mocnych produkcji z pazurem. Którą wersję siebie lubisz najbardziej? Lubię obie. Nie mogłabym egzystować, grając tylko jakieś bardzo spokojne piosenki. Emocje muszą znaleźć ujście także w mocniejszych utworach. Tak więc dobrze, jeśli funkcjonują równolegle. Czy jest taki utwór, wydarzenie albo koncert, z którego chciałabyś, aby publiczność pamiętałaby cię najbardziej? Czy to Konik na biegunach? Kultowy Konik na biegunach? No kto by pomyślał… Ten utwór już po raz drugi zawładnął sercami słuchaczy, bo wcześniej tę piosenkę, w trochę innej wersji, śpiewał w latach 60-tych Michał Hochman. Wtedy, jak mi opowiadano, żadna zabawa, żadna studniówka nie mogła się obyć bez tego utworu. W mojej wersji stało się to samo. Nie umiem tego wyjaśnić, czy to jest tekst, czy muzyka, ale na koncertach często już przy drugim numerze słyszymy gdzieś tam z sali “Konik”! I “Konika” wszyscy śpiewają… Tak, ja wtedy mówią: Kochani poczekajcie, trochę cierpliwości, będzie… A najbliższy twojemu sercu utwór? Jest ich wiele, może “Rysa na szkle”, “Na sen”, “Dmuchawce”, właściwie każdy ma w sobie coś fajnego. Nie czujesz onieśmielenia, słuchając swoich piosenek w radiu? Niektórzy artyści mówią, że to dla nich trudne, że ciężko znaleźć im dystans do swojej twórczości… Nie, już przez ponad trzydzieści lat nabyłam tego dystansu i już potrafię to robić. Na początku było trudno, ale teraz już nie mam z tym problemu. Dzisiaj w Lesznie koncert wyjątkowy “Spróbuj na trzeźwo”. Przed wyjściem publiczność będzie sprawdzana alkomatem. Jest to bardzo fajna akcja. Myślę, że takich będzie więcej, mam nadzieję, że my też będziemy dmuchać… Zawsze miałaś takie podejście do muzyki, że przed i po nic? Nie zawsze tak jest, ale wiadomo, że nic dobrego nie wychodzi z takiego, że tak powiem, przesunięcia emocjonalno - zachowawczego. Granie w odmienionym stanie świadomości nie jest niczym przyjemnym ani fajnym. Rozmawiała: Aneta Szymańska
reklama
reklama
|
reklama
Najnowsze ogłoszenia DOM.ELKA.PL
|
reklama
reklama